środa, 18 września 2019

Natalka Suszczyńska: Dropie

Korporacja Ha!art, Kraków 2019.

Nonsensy

Natalka Suszczyńska wygłupia się w „Dropiach”, udając przy tym śmiertelnie poważną – i takim połączeniem groteski oraz dystansu do siebie i świata przekona odbiorców. „Dropie” to tomik, który na dłuższą metę stałby się nużący przez jednokierunkowość wysiłków, jednak w pierwszym odbiorze cieszy. Autorka odwołuje się do sytuacji nieobcych czytelnikom, po czym doprowadza je na skraj absurdu, żeby uświadomić ich literacki potencjał. Prześmiewczość staje się podstawowym sposobem definiowania rzeczywistości i automatycznie – szansą na określanie jej. Nieprzypadkowo bohaterka zaczyna od trudności ze znalezieniem sobie mieszkania, w jej poszukiwaniach w końcu psia buda (razem z prawowitym mieszkańcem) okazuje się najlepszym lokum – dalej jest tylko gorzej, bo dzisiejsza rzeczywistość, kreowana przez młodych ambitnych, nie pozostawia możliwości na normalną egzystencję. Dotychczasowe ideały biorą w łeb, zostają przewartościowane i zagłuszone przez żądania kolejnych pokoleń. Roszczeniowość młodych wypiera zdrowy rozsądek – z czasem staje się jasne, że trzeba nie lada wyobraźni, by przetrwać. I w „Dropiach” ta wyobraźnia dochodzi do głosu, pozwalając bohaterce (a czasami też jej męskiemu wcieleniu) na realizowanie najbardziej szalonych pomysłów. Tylko tak daje się utrzymać na powierzchni, chociaż już niekoniecznie przy zdrowych zmysłach.

Natalka Suszczyńska ucieka od malkontenctwa. Obce jest jej narzekanie i biadolenie, obce jest rejestrowanie obowiązkowych punktów Bildungsroman: rezygnacja z powieściowych klisz sprawia, że po te historie sięga się z przyjemnością i dla szeregu zaskoczeń, który autorka przygotowuje. Ani przez moment nie chce czytelników nudzić ani zmuszać do buntu, w tej narracji nie ma miejsca na negatywne emocje. Owszem, w podskórnej warstwie lektury one istnieją i mają się całkiem nieźle, w końcu skłaniają do brania spraw w swoje ręce i działania zgodnie z narzucanymi możliwościami – ale w narracji do głosu nie dochodzą, zostają zawczasu zamienione na śmiech. Suszczyńska lubi śmiech satyryczny, kiedy ironizuje, to właśnie po to, by odbiorcom wskazać niedoskonałości systemu. Podkreśla to, co potrzebuje zmian, drwi ze schematów. Funduje czytelnikom ożywczą prozę – niby klasyczną, bez fajerwerków, a jednak przez zawartość satyrycznego śmiechu – odświeżającą. „Dropie” to rozprawianie się z tym, co boli – ale bez tonów martyrologicznych. Pierwszoosobowa narracja sprawia, że łatwo jest uwierzyć bohaterce i wczuć się w jej odkrycia, podążać jej śladem i znajdować coraz to nowe absurdy w obserwowanym otoczeniu. Nie ma tutaj przekładania rzeczywistości bezpośrednio, Suszczyńska proponuje raczej krzywe zwierciadło i mocno podbudowaną wyobraźnię – na takiej bazie tworzy opowieść, która zapada w pamięć. W pewnym momencie ten dystans do świata, który narratorzy prezentują, zaczyna uwierać – ale wtedy książka się kończy. Natalka Suszczyńska dobrze czuje się w przyjętym stylu tworzenia, a do tego potrafi wykorzystywać tematy wielokrotnie eksploatowane w literaturze różnych pokoleń – tyle że robi to po swojemu, nie chce powtarzać sprawdzonych rozwiązań.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz