Lira, Warszawa 2019.
Wrażenia
Baśniowość nie jest tym, c w powieściach erotycznych ma największy fabularny sens, jednak autorki przeważnie na taki schemat stawiają, żeby jakoś uzasadnić kierunek akcji. Pod tym względem Marta Motyl nie jest wyjątkiem, mimo że w „Kolekcjonerce” happy endu nie potrzebuje. Pozwala jednak zagubionej bohaterce znaleźć szczęście po szeregu rozmaitych eksperymentów łóżkowych. Magda, postać z powieści, jest kolekcjonerką naprawdę mocnych wrażeń erotycznych. Aktualnie szuka dla siebie sponsorów, a dokładniej – zrywa relację z mężczyzną, który płacił za jej towarzystwo – i umawia się na pierwsze spotkanie z Mecenaską, bogatą i pewną siebie kobietą, która wie, czego chce i lubi dominować. Całą książkę autorka pisze po to, by przedstawiać kolejne sceny pożądania i spełnienia, w dużej części – homoerotyzmu, ale nie tylko, bo kiedy Magda porzuci damskie towarzystwo, wróci do kochanka. Wszystko opiera się na zaskoczeniu i szukaniu nowych spełnień śmiałych fantazji – albo na testowaniu wytrzymałości. Mecenaska uwielbia przebieranki, ceni sobie też rozmaite gadżety i zabawki erotyczne. Do tego najchętniej dominuje, a Magda bez większych oporów wciela się w niewolnicę gotową sprostać każdemu wyzwaniu. Od czasu do czasu może przejąć rolę swojej pani, zwykle jednak pamięta o uległości. Uwielbia seks i bardzo chętnie przyjmuje każdą nietypową propozycję, nawet jeśli wiąże się ona z niezaplanowanym bólem – bo Mecenaska spróbuje też między innymi BDSM. Marta Motyl poszukuje sposobów na to, by opisać uczucia i odczucia podczas seksu, a przy tym próbuje zadowolić kierunkami poszukiwań wszystkich czytelników – co oznacza, że bohaterki w każdej scenie podniecać się będą czymś innym. Ponieważ sednem w tej opowieści jest seks, najwięcej detali pojawi się właśnie w scenach erotycznych, a czasami wręcz pornograficznych. Pozostałą część historii traktuje autorka jak przerywnik, oczekiwanie na kolejne łóżkowe i nie tylko niespodzianki – faktem jest, że jeśli ktoś szuka choć odrobiny literatury, takie nastawienie na spełnienie może go w pewnym momencie znudzić. Dlatego też niespecjalnie zajmuje się autorka uzasadnianiem psychologicznym postaci. Ot, Magda ma jakieś problemy z akceptacją własnego ciała: dawniej się cięła, zostały jej po tym blizny, które ukrywa pod pończochami – teraz przerzuciła się na ostry seks z przypadkowymi partnerami, co również stanowi pewną formę samobiczowania lub próbę karania się za wyimaginowane zło. Pracuje jako modelka, ale o tym zajęciu odbiorcy nie dowiedzą się zbyt wiele. Tu świat poza seksem sprowadza się do niezbędnego minimum. Ale autorka bardzo dba o zmysłowość opisów. W każdej pojedynczej scence eksponuje niby to poetyckie doznania, zwalnia wydarzenia przez narrację – rozsmakowuje się w przeżyciach bohaterki-nimfomanki. Czytelnikom proponuje prozę, która melodyjnością ma odwracać uwagę od dość wąskiego zakresu tematycznego, udaje „Kolekcjonerka” coś więcej niż pornoliteraturę. Fakt, że powstała na fali popularności Greya (z którego autorka sobie drwi) nie ma tu nic do rzeczy. To specyficzny rodzaj narracji i z pewnością nie dla wszystkich, ale pokazuje, jak można opowiadać o cielesnym spełnieniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz