Albatros, Warszawa 2019.
Dawna miłość
Alex nie może się zdefiniować. Nie wie, kim jest, nie potrafi się odnaleźć, a przez to też nie może dogadać się z bliskimi. Sytuację w jego wypadku komplikuje fakt, że najwyraźniej matka coś przed nim ukrywa. Nastoletni chłopak wietrzy tajemnicę, wie, że jest niedaleko jej odkrycia, ale nie ma jeszcze pojęcia, w jaki sposób dotrzeć do prawdy. Prowadzi pamiętnik, żeby uporządkować własne emocje, spisuje to, co dla niego istotne. Po latach Alex powraca do tamtych notatek, odczytuje je na nowo – dzięki czemu czytelnicy mogą się przekonać, co go ukształtowało i za jakimi wartościami chłopak podążał. Potrzebne jest mu wsparcie i spojrzenie z zewnątrz, zwłaszcza że niecodzienna sytuacja wywraca do góry nogami całe jego życie, jakie by nie było. Wszystko przez sekret Heleny. Helena – szczęśliwa żona i matka – wybiera się z bliskimi na Cypr, do pensjonatu Pandora (i nazwa w tym przypadku jest znacząca). W Pandorze powracają do niej dawne przeżycia. Najpierw bohaterka trafia na mężczyznę, w którym niegdyś była zakochana, a później... musi powrócić pamięcią do najtrudniejszych chwil, tak, żeby nie doprowadzić do zniszczenia całej rodziny. Kiedyś Helena kłamała, żeby ocalić bliskich. Teraz nie może już dłużej kłamać, a rodzina oczekuje wyjaśnień. Ujawnienie prawdy wiele zmieni, nie da się pozostać przy dawnych porządkach: zbyt dużo przesłanek już wyszło na jaw.
W „Sekrecie Heleny” akcja najbardziej rozwija się w przeszłość, przechodzi do sytuacji sprzed lat, bo tam też wydarzyło się najwięcej – teraz tylko pojawiają się konsekwencje dawnych doświadczeń. Helena przeżyła wielką miłość, ale popełniła też kilka błędów, które do dzisiaj nie dają jej spokoju. Dla czytelników niejasne będzie właściwie tylko jedno: dlaczego ta kobieta była w stanie tak długo odgrywać rolę, którą sobie wybrała – i grać z bliskimi bez stresu, że kłamstwo ujrzy światło dzienne. Helena wydaje się oazą spokoju, ostoją i wsparciem dla najbliższych. Daje wszystkim ciepło, pielęgnuje domowe ognisko – i gdyby nie pewien wakacyjny bodziec – nie musiałaby w ogóle tej wygodnej dla siebie sytuacji zmieniać. Ale też Lucinda Riley niekoniecznie zwraca uwagę na przekonujące charaktery czy reakcje. Bardziej liczy się dla autorki dobro powieści niż prawdziwość postaci, a to już motyw, który nie zawsze zwolenników znajduje. Dopasowuje bowiem Riley charaktery do potrzeb fabularnych, nie dba o „życiowość”. To mankament. Z drugiej strony jednak autorka dostarcza odbiorczyniom – bo to panie najchętniej będą po „Sekret Heleny” sięgać – narrację w stylu dawnych wielkich powieści. Tu liczą się przede wszystkim uczucia. Ożywa w książce miłość Heleny, zadawniona relacja: romans, który nie miał szans na przetrwanie. Pojawia się motyw chcianych i niechcianych dzieci, sytuacje, przed jakimi stają młode dziewczyny nieprzygotowane jeszcze na samodzielne i samotne wychowywanie potomstwa. To prowadzi zatem do możliwości wywołania dyskusji na temat relacji międzypokoleniowych. Riley zajmuje się też podwalinami związku. Pyta o granice szczerości, o możliwość dogadania się z partnerem i o zaufanie. Pobyt na Cyprze to weryfikacja wyznawanych poglądów, próba zmiany rozkładu sił – wymuszona niejako przez przypadkowe spotkanie. Lucinda Riley nie potrzebuje tu sensacyjnej akcji w teraźniejszości: przeszłość zapewnia wystarczająco dużo wstrząsów, żeby można było z tego utkać bardzo długą i gęstą od wrażeń powieść. „Sekret Heleny” nie jest zwyczajną obyczajówką: to książka, która czerpie z różnych gatunków, jest migotliwa i niedookreślona, momentami może nieco zbyt tendencyjna, ale i tak atrakcyjna z perspektywy czytelniczek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz