wtorek, 23 lipca 2019

Margit Walsø: Perfumiarka

Wydawnictwo Literackie, Kraków 2019.

Zapachy

Ingrid musi coś w swoim życiu zmienić, nie ma tu żadnego zaskoczenia. Kobieta będąca na życiowym rozdrożu wybiera się w podróż. Niespecjalnie tego chce, zresztą przekonania, że w ogóle powinna, nabiera z czasem. Jednak w jej egzystencji stało się zbyt wiele przykrych rzeczy, żeby zostać w miejscu. I tak Ingrid z północy trafia do Prowansji. Nie ma w tym przypadku: w materiałach pozostawionych przez ojca znalazła szkic flakonu perfum, wybiera się więc w okolice, w których siedzibę ma firma podpisana na buteleczce. Przy okazji odpoczynku planuje dowiedzieć się czegoś o własnej przeszłości. Poza tym każda podróż zapewnia samopoznanie, Ingrid nie musi więc bać się, że straci czas. Chociaż na początku wszystko na to wskazuje.

W „Perfumiarce” bohaterka jest zagubiona i słaba, nie potrafi walczyć o swoje, przynajmniej takie sprawia wrażenie na początku eskapady. Kiedy już znajduje fabrykę, bardzo stara się o stanowisko dla siebie. Przypadkiem ma odpowiednie wykształcenie: jest chemikiem, więc może spokojnie odnaleźć się w tej przestrzeni i wśród pracowników. Laboratorium Sonji Richard chce startować w konkursie na zapach dla Chanel, to oznacza, że każda para rąk do pomocy się przyda. Ingrid powoli uczy się wszystkiego: sprawdza, jak wydobywa się zapach z płatków róż i na czym polega produkowanie kosmetyków, które zaspokajają gusta najbardziej wybrednych klientów. Przekonuje się, że tworzenie zapachów to ciężka praca, ale też – że ma w sobie coś z poezji, umożliwia łączenie precyzji i umysłu ścisłowca z wyobraźnią. To odskocznia od codzienności, przynajmniej dla bohaterki, która szuka mniej sposobu na życie, a bardziej – na wakacje, w powiązaniu z możliwością dotarcia do własnej przeszłości.

Margit Walsø nie oferuje czytelniczkom nic nowego, tworzy książkę podporządkowaną schematom w obyczajówkach. Zaczyna od konieczności zmian, wprowadza stopniowo zestaw wiadomości, które kształtują bohaterkę na nowo. W tle snuje opowieści kojące, związane z rytmem slow-life’owych historii: temu mają służyć rozmaite opisy dotyczące sedna wydobywania zapachu. „Perfumiarka” przecież już tematycznie wiąże się z „Pachnidłem”, konstrukcyjnie natomiast – z wieloma relacjami o odnajdywaniu siebie. Prowansja pojawia się tu – mogłoby się wydawać – zamiast Toskanii, malownicze przestrzenie również wpływają uspokajająco na odbiorczynie. Do tej książki zajrzeć może każdy, kto szuka lektur niespiesznych, rozwijających się bez wielkich emocjonalnych katastrof i wybuchów. Momentami nawet wydaje się, że autorka staje się zbyt monotonna w narracji, że boi się zafundować postaci silniejsze wrażenia, bo nie wie do końca, czy Ingrid takie doświadczenia by udźwignęła. W ten sposób „Perfumiarka” trochę znika na ladach księgarskich: przyciągnie uwagę wyłącznie poszukujących stereotypowych obyczajówek, chociaż nie wszystkie rozwiązania fabularne są tutaj kopią już obecnych na rynku. Jest to książka kształtowana w odpowiedzi na potrzeby odbiorczyń, przez to więc miejscami trochę bez wyrazu – ale też… w sam raz dla miłośniczek powolnych opowieści.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz