Feeria, Poznań 2019.
Targowisko próżności
Bohaterka i narratorka tej opowieści, freida (imiona wszystkich jałówek – nastoletnich dziewczyn hodowanych dla przyjemności Dziedziców pisze się małymi literami) przekonuje się, jak okrutny i bezduszny jest świat, w którym panuje kult idealnie pięknych ciał. Dziewczyny, które wylęgają się tego samego dnia, przebywają we własnym towarzystwie non stop, dopóki nie będą gotowe, by wpaść w ręce nastoletnich chłopców. Kiedy zaczynają rywalizować o ich względy, stają się okrutne. Żadna nie zastanawia się nad sensem takich działań: ich przeznaczenie to bycie przykładną żoną, ognistą kochanką albo kompletnie nudną guwernantką. Ta pierwsza ma rodzić synów – przyszłych Dziedziców. Ta druga – dostarczać radości z seksu. Ta trzecia będzie wychowywać kolejne pokolenia jałówek. Jeśli któraś z dziewczyn nie nadaje się do żadnej roli, trafi do Podziemia, skąd nie ma ucieczki. Chociaż jednej z jałówek wybacza się znacznie więcej niż pozostałym. Korzysta na tym freida, bo to jej najlepsza przyjaciółka zdobywa specjalne względy. Tyle tylko, że freida znajduje się w punkcie przełomowym: jej przyjaźń przestaje istnieć, koleżanki coraz bardziej dokuczają, a sama bohaterka zakochuje się w jednym z Dziedziców (oczywiście tym najprzystojniejszym). Teraz reguły funkcjonowania w tej rzeczywistości okazują się trudne do przejścia.
Louise O’Neill uświadamia nastoletnim odbiorczyniom, do czego prowadzi ciągła pogoń za pięknem i poprawianie urody za wszelką cenę. Tutaj dziewczyny – połączone wspólnym niewesołym w końcu losem – potrafią zgotować sobie nawzajem piekło. Wystarczy, że któraś odrobinę wyłamie się z kanonu, wyzna, że lubi słodycze albo pozwoli sobie na smutek – a już traci punkty w wyścigu. Nie ma miejsca na współczucie ani na ludzkie odruchy, promowane są za to samolubność czy wytykanie innym wad. Prowadzi to do gigantycznych kompleksów i do samotności, nic dziwnego, że freida chce szukać ocalenia w ramionach chłopaka – i decyduje się na bardzo desperackie rozwiązania. Jest tom „Lepsza niż ja” ponurym wieszczeniem, pokazaniem, co może się stać, jeśli nastolatki się nie opamiętają. Niby rzeczywistość po katastrofie wydaje się przesadzona i niewiarygodna, a jednak daje się wyczytać w tekście ostrą satyrę na znaną odbiorczyniom codzienność – i na mechanizmy funkcjonujące w grupach młodzieżowych. Autorka zmusza czytelniczki do refleksji i pokazuje, że nie zawsze warto poświęcać własne ideały.
Wszystko byłoby świetnie, bo i akcja układa się ciekawie, i charaktery odnoszą się do możliwych do zaobserwowania we własnym otoczeniu – a jednak Louise O’Neill przegrywa na ostatniej prostej, bo nie ma pomysłu na przekonujące rozwiązanie intrygi. To, co wybiera, wydaje się ucieczką przy zbytnim zagmatwaniu opowieści. Owszem, jest nietypowe, bo czytelniczki na pewno spodziewają się innego zwrotu akcji – ale z konstrukcyjnego punktu widzenia to pójście na łatwiznę. Nie pasuje do konwencji, a poza tym – nie przynosi odpowiedzi na pytania, jakie pojawią się na pewno podczas lektury. O’Neill zachowuje się tak, jakby przerwała nagle rozmowę z odbiorczyniami i zostawiła je z niewesołymi refleksjami po lekturze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz