Vesper, Czerwonak 2019.
Krew i rytm
Nie trzeba wiele, żeby zostać mordercą, do tego nie trzeba się specjalnie przygotowywać – taka kwestia pada w pewnym momencie w „Biegaczu”. Niepokojące sygnały jednak zaczną się przewijać z czasem, na początku Bartłomiej Grubich udaje, że będzie tworzyć w konwencji Bildungsroman oraz autobiografii sportowców. Tematy, które go nakręcają – to wspomnienia z dzieciństwa, ale też maratony. Jest tu bohater łaknąć kolejnych sportowych wyzwań: od chwili, gdy poczuł potęgę wolności – udało mu się uciec przed szkolnym prześladowcą – kocha bieganie i uczucie, które się w nim wtedy wyzwala. Realizuje się w maratonach, coraz bardziej testuje swoje ciało. Nie zauważa upływu czasu, kiedy przemierza kilometry. Szuka w takiej aktywności pierwszego poczucia szczęścia. Fragmenty dotyczące biegania są tu bardzo przekonujące – jakby przeniesione z publikacji sportowych, ze zrozumieniem emocji targających bohaterem-biegaczem. Ale „Biegacz” nie należy do sportowych, na przekór tytułowi wpisującemu się w rynkowe mody. Dość szybko nad relacjami z maratonów zaczynają przeważać retrospekcje. Bohater powraca myślami do wcale nie tak sielskiego dzieciństwa. Odtwarza problemy w kontaktach międzyludzkich, szereg przegranych w starciach z klasowymi cwaniaczkami. Biegacz nie ma wspomnień zwycięzcy, bo nawet jeżeli uda mu się odnieść sukces w którymkolwiek momencie – to czuje też gorycz z racji ceny, jaką płaci za spełnienie „marzenia”. W historiach o dojrzewaniu jawi się ta postać jako naiwna, bez większych fajerwerków i odkryć. Bartłomiej Grubich, który w przypadku maratonu odwzorowuje standardowe uczucia biegających, w przypadku wspomnień z dzieciństwa także unika ekstrawagancji. Kiedy powraca myślami narrator do dosyć już odległej przeszłości, przywołuje wydarzenia jednostkowe – ale o uniwersalnej wymowie. Nie powiela informacji, nie kopiuje ich ze standardowych obyczajówek, ale też nie podejmuje ryzyka w kreacji bohatera. W przeszłości zamieści też motywację do biegania – przedstawi pierwszą ucieczkę i emocje, które mają potem stać się nieosiągalną nagrodą za ekstremalny wysiłek. Ale biegacz adrenalinę czerpać może nie tylko z wyścigów. Karmi się strachem, zwłaszcza strachem kobiet. Ma nad każdą z nich potężną przewagę. A to dopiero początek.
Jest zatem „Biegacz” powieścią jakby sklejoną z trzech różnych typów narracji, a w tym kontekście fabuła odgrywa mniejszą rolę niż odwzorowywane emocje. Grubich próbuje połączyć tą książką czytelników z trzech różnych kręgów. Może mu się to udać jako jednorazowy eksperyment, ale w dalszej perspektywie już niekoniecznie, trzeba będzie czegoś więcej niż od-twórczości, żeby przekonać wymagających odbiorców. Autor bardzo dba tu o jakość narracji, stara się dopasować opowieść to do maratończyka, to do psychopaty (w tym wszystkim narracja wspomnieniowa wypada najbardziej neutralnie, ale też może budzić najmniej skrajnych emocji). Dla autora istotne staje się lawirowanie między portretami, odwzorowywanie postaw – a niekoniecznie już wydarzeń, dopiero gdy wchodzi w warstwę thrillera zaczyna się rozkręcać. Widać, że pracował mocno nad warsztatem, proponuje powieść dojrzałą – a przy tym również konstrukcyjnie przemyślaną. Teraz jednak czas na coś z dala od schematów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz