piątek, 10 maja 2019

Anna Karpińska: Bezpieczny port

Prószyński i S-ka, Warszawa 2019.

Babcia

Niewiele jest książek obyczajowych kierowanych do kobiet, które zostały już babciami. Zwykle bohaterki to panie w okolicach czterdziestego roku życia, właśnie zaczynające drugą młodość: nie ma mowy ani o ich dorastających dzieciach, ani o wizji wnuków, którymi trzeba będzie się zająć w zastępstwie potomstwa. Być może dlatego Anna Karpińska w dwutomowym cyklu Rodzinne roszady zeszła ze sprawdzonych schematów w literaturze dla kobiet – i wybrała na temat dylematy emerytki, Wandy. Wanda ze swoim zamartwianiem się o wszystko i wszystkich poza sobą jest bardzo prawdziwa – ale przez to też bardzo irytująca i istnieje prawdopodobieństwo, że autorka cyklem trafi wyłącznie do kobiet jej podobnych, a młodszych nie przekona. Owszem, daje bohaterce nadzieję na miłość – pozwala rozwiązać kilka problemów i podsuwa partnerów, przy których żywiej bije serce – ale przede wszystkim zarzuca odbiorczynie narzekaniami. Wanda jest chodzącym zbiorem problemów – przejmuje się matką, która musi iść na operację kolana, przejmuje się córką, która wyjechała do Niemiec i nie daje znaku życia (chociaż kiedy potrzebuje pieniędzy, znajduje drogę do rodziny, którą odrzuciła), przejmuje się drugą córką, która – dla odmiany – przechodzi kryzys małżeński i nie może dogadać się z teściową, przejmuje się synem – bo wybrał sobie na partnerkę życiową kobietę w wieku matki. Przejmuje się przyjaciółką, którą być może zdradza mąż. Przejmuje się wspólnikiem, którego chora psychicznie żona porwała dziecko. A nade wszystko przejmuje się wnuczką, której zastępuje matkę. Troska o Polę przepełnia kolejne strony i kiedy dochodzi do momentu, że bohaterka opowiada o zmianie przybrudzonych majteczek – osiąga apogeum. Zupełnie jakby Anna Karpińska chciała podkreślać w nieskończoność troskę o wnuki, tłumaczyć młodszemu pokoleniu, jak to starsze zżerane jest przez poczucie odpowiedzialności za wszystkich dokoła. Wanda będzie zwierzać się z robionych obiadków i z każdego telefonu zza granicy. Będzie czuwać nad każdym oddechem wnuczki i swoje potrzeby zauważać dopiero na samym końcu, kiedy ktoś zwróci jej na to uwagę. Nie da się jednak żyć w takim rytmie – „Bezpieczny port” jednoznacznie pokazuje czytelniczkom, że powinny zadbać o siebie, zanim staną się tak nie do wytrzymania jak Wanda.

Wszystko – jak zwykle – rozbija się o nieodpowiedzialność jednej z córek. Wstęp polega na odnalezieniu Poli, ale później już po raz kolejny na horyzoncie pojawia się samolubna Kaśka i jej dylematy. Wanda nie chce zauważyć, że jest zbyt wyrozumiała i zbyt dobra dla córki, która wcale tego nie oczekuje – w toksycznej relacji zawsze będzie na przegranej pozycji. Anna Karpińska niby przekonuje czytelniczki, że miłość matczyna nie zna granic – a jednak pozostawia pewien niesmak. „Babciowość” wprowadza nawet w narracji – nie unika niepotrzebnych zdrobnień (zwłaszcza w opowieściach o dziecku), podkreślania każdego westchnienia i każdego zmartwienia bohaterki. Mnoży kłopoty, z jakimi musi się mierzyć Wanda – ale jednocześnie w tej bohaterce kumuluje błędy popełniane przez całe pokolenia kobiet. Odchodzi od standardów obyczajówkowych, ale za dość wysoką cenę. „Bezpieczny port” to powieść, w której pełne bólu zwierzenia zawiedzionej matki wygrywają z fabułą, a to nie każdego może przekonać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz