Poradnia K, Warszawa 2018.
Śmierć na lodzie
Podczas zawodów curlingowych dochodzi do tragedii, rzadko jednak w takich okolicznościach spotykanej, a wręcz nieprawdopodobnej. CC de Poitiers, która siedzi na środku zamarzniętego jeziora, zostaje… porażona prądem. A przecież niemal wszyscy mają zimowe buty z antypoślizgową gumową podeszwą. Pułapka przygotowana przez mordercę musiała być perfekcyjnie obmyślona, co najmniej z jednego powodu: żeby wykluczyć przypadkowe ofiary. Bo to na CC został wydany wyrok. Inspektor Armand Gamache to śledczy, który nie wierzy w szaleństwo morderców – uważa, że każdy z nich postępuje racjonalnie – wobec siebie – trzeba tylko wpaść na trop pomysłu, żeby pojąć kolejne działania i żeby zaczęły się one układać w logiczny ciąg wydarzeń. W tym – wyciąganiu wniosków z drobnych przesłanek – Gamache jest mistrzem. Niejeden raz zaimponuje mieszkańcom małego miasteczka, a i współpracownikom. Co prawda Louise Penny trochę ułatwia mu sprawę, odwołując się choćby do akronimów – nie jest to najlepszy rodzaj zagadek w dorosłych kryminałach – ale tu trochę się rozmywa dzięki całości. Inspektorowi tajemnic do rozwiązania nie zabraknie, a odbiorcy mogą za nim tylko podążać. Trochę ma w sobie Gamache z Holmesa, w ogóle wydaje się być zlepkiem idealnych literackich detektywów, ludzkich w rozmaitych słabościach, ale bezlitosnych dla przestępców. Gamache ma pięćdziesiąt lat i jest szczęśliwie żonaty: w domu może porozmawiać o kolejnych odkryciach (i liczyć na rzeczowe uwagi małżonki), ale też od czasu do czasu uświadamia sobie, jak bardzo kocha kobietę swojego życia. Krzepiące małżeńskie scenki są dla Penny metodą na ocieplenie wizerunku śledczego. Zresztą i tak Gamache budzi pewne sentymenty, już na etapie kreacji, zanim przejdzie do działania.
Tymczasem splatają się wielopokoleniowe zbrodnie i problemy. CC była ogólnie nielubiana w miasteczku, nie znalazłby się w pobliżu nikt, kto chciałby się za nią wstawić. Mała dziewczynka, Crie, jest ofiarą psychicznego terroru, nie zna życia poza toksycznymi relacjami. Za to pewna bezdomna – tutaj w charakterze zwłok – zmieni sposób postrzegania ostatnich wydarzeń. Wydaje się, że autorka dla uniknięcia schematów będzie chciała sięgać do różnych środowisk. Zyskuje tym samym na szczerości. Ale już od pierwszych rozdziałów bardzo mocno wyczuwalne jest obyczajowe prawdopodobieństwo. Autorka dba o to, żeby postacie wprowadzane do tej historii wypadały wiarygodnie w emocjach oraz w reakcjach. Niby Penny tworzy kryminał klasyczny w stylu, czerpie ze sprawdzonych rozwiązań i okrasza je sprawną narracją. Zmienia za to klimat w detalach – tu nikt nie solidaryzuje się z ofiarą, żaden z bohaterów nawet jej nie żałuje, wiadomości, z jakich korzysta Gamache to wypadkowa fachowej wiedzy, ale i potocznych obserwacji. Ta autorka nie chce przeprowadzać rewolucji w ramach gatunku, decyduje się na podążanie utartymi szlakami, ale nadrabia brak oryginalności sposobem realizacji. Pisze nieźle, a do tego wzięła sobie za bohatera samograja. Gamache zapewni jej uznanie tych odbiorców, którzy chcą rzetelnego kryminału, a nie międzygatunkowych modnych hybryd. To postać, która ma przyciągnąć do serii („Zabójczy mróz” jest drugą pozycją w cyklu). Inspektor Gamache nie zlęknie się żadnej sporawy, podejmie każde wyzwanie – a przy jego kreacji mniej ważne są już ewentualne sukcesy. Da się ten kryminał przyjemnie czytać, nawet mimo czasem brawurowych lub zbyt infantylnych pomysłów (chociaż autorka sama zdaje sobie z nich sprawę i zaznacza to w tekście).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz