W.A.B., Warszawa 2018.
Przed świętami
Żeby nawiązać do atmosfery bożonarodzeniowych cudów, Justyna Bednarek i Jagna Kaczanowska sięgnęły po szereg portretów. Bohaterowie ich okolicznościowej książki „Okruchy dobra” mają połamane życiorysy. Stracili już nadzieję, wydaje im się, że nic dobrego ich już nie czeka. Żyją wspomnieniami, bo nie mają siły na marzenia. Źle im z różnych powodów – tymczasem zbliża się Boże Narodzenie, święta, podczas których nikt nie powinien być samotny albo nieszczęśliwy. Scenariusze, jakie los zgotował bohaterom, są zakorzenione w codzienności czytelniczek – chociaż też wyostrzone. Tu żona z małym dzieckiem czeka na powrót męża z emigracji zarobkowej (ale nie liczy już na wiele, bo głowa rodziny przestała dawać znaki życia jakiś czas temu). Jedna z kobiet walczy z rakiem, inna – już starsza pani – boi się duchów we własnym mieszkaniu. Jest tu stary dorożkarz, albo postać skłócona z bliskimi. Z żadnej z tych sytuacji nie ma dobrego wyjścia – bo też już nic nie zależy od bezpośrednio zaangażowanych. Mogą jedynie czekać na cud i wspierać się nawzajem, pod warunkiem, że trafią na siebie.
Justyna Bednarek i Jagna Kaczanowska piszą szybką książkę. Nie tylko szybko się ją będzie czytać – autorki starają się każdą postać dokładnie scharakteryzować, ale nie zajmują się przemianami wewnętrznymi, wybierają rejestr życiowych doświadczeń kształtujących postawy. Na początku takie podejście do prezentacji nieźle się sprawdza, ale po którejś kolejnej kliszy przestaje już intrygować. Autorki przynoszą komplet wiadomości potrzebnych do zrozumienia każdej osoby, jakby ćwiczyły się w prostych opowiadaniach. Nie eksperymentują z formą, a zresztą takie eksperymenty nie pasują do gatunku, jaki wybrały. Mają tu tylko jedno zadanie: sprostać wymaganiom czytelniczek, zapewnić im lekturę na miarę ich oczekiwań. Nie muszą wkraczać do historii literatury (rozrywkowej), mało tego: nie muszą nawet długo utrzymywać się na rynku, „Okruchy dobra” to w końcu obyczajówka, która ma przyciągać uwagę w czasie przedświątecznym, ma przynosić wytchnienie, krzepić, ale też – stanowić materiał na prezent pod choinkę. Bednarek i Kaczanowska złożą szereg obietnic na temat optymistycznych rozwiązań. Ta relacja przypomina bajkę: happy end jest tu oczywistością, cała reszta to przygotowania do pocieszenia. Nie ma tajemnic również w obrębie gatunku: wiadomo, że losy postaci splotą się ze sobą, każdy otrzyma to, na co czeka i czego naprawdę potrzebuje do szczęścia. Skoro wprowadzane są na scenę kolejne osoby – każda będzie miała do odegrania konkretną rolę, to tylko kwestia czasu, kiedy ich życiorysy się splotą. „Okruchy dobra” to zatem obyczajówka bardzo naiwna, dostarczająca prostych wzruszeń. Utrzymana w klimacie bożonarodzeniowych fabuł i w rytmie kina familijnego – nie za bardzo zapada w pamięć, funkcjonować będzie wyłącznie w gronie czytelniczek świadomych reguł gatunku. A że Bednarek i Kaczanowska wypracowały już sobie wierne grono czytelniczek – to nich, fanek Ogrodu Zuzanny, trafią w pierwszej kolejności. Tutaj widać, że nie chciały rozbudowywać poszczególnych fabuł, pragną dostarczyć jedynie pokrzepienia, odrobiny świątecznej magii – która sprawdzi się tylko w drobnym wycinku roku – ale zaspokoi gusta masowej publiczności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz