Prószyński i S-ka, Warszawa 2018.
Akcje ratunkowe
W czasie, gdy literatura górska i okołogórska podbija rynki wydawnicze, pojawiła się też szansa na szerzenie wiadomości dotyczących bezpieczeństwa podczas wspinaczki. Do tej pory tę kwestię poruszał na wielką skalę Michał Jagiełło w tomie „Wołanie w górach”. Teraz Beata Sabała-Zielińska próbuje zaprezentować czytelnikom specyfikę TOPR-u powiązaną z beztroską „niedzielnych wspinaczy”. Chociaż autorka skupia się na rejestrowaniu działań ratowników, trudno podczas lektury nie zżymać się na ludzką głupotę i brawurę prowadzącą do nieszczęść. Autorka pisze tę książkę jak reportaż, opiera się na licznych rozmowach przeprowadzanych z ratownikami, ale też od czasu do czasu wprowadzać może własne uwagi: jak wtedy, gdy daje się zasypać pod kilkoma metrami śniegu jako pozorantka, żeby przeprowadzić trening psów odkopujących ludzi po przejściu lawiny. Szuka ciekawostek i anegdot (jak w ratownictwie w twórczy sposób użyć jajek i dwóch paczek prezerwatyw), ale nade wszystko porządkuje wiadomości, których zwykli odbiorcy nie mają. Chce też uzmysłowić czytelnikom trudy pracy ratowników i ich codzienne wyzwania. Ogląda historię rozwoju TOPR-u, porównuje dawne i dzisiejsze wyposażenie, warunki finansowe, predyspozycje psychiczne decydujących się na ten zawód, prawa i obowiązki. Uzupełnia to obrazkami z gór i akcji – tymi, które zakończyły się szczęśliwie i tymi, które dzisiaj mogą być przestrogą. Pytanie tylko, czy amatorzy mocnych wrażeń w wysokich górach po tę lekturę sięgną: powinna być to pozycja obowiązkowa przed wyjściem na szlak. Ale nie tylko, bo dostarczy mocnych wrażeń wszystkim.
Autorka stawia na konkrety i na w miarę pełne przedstawianie TOPR-u. Dzieli opowieść tematycznie: osobno zajmie się ratownictwem ściennym, lawinowym, nurkowym i jaskiniowym, pokaże, jak w górach korzysta się z helikoptera i przedstawi kilka mrożących krew w żyłach sytuacji. Porusza właściwie każde zagadnienie, jakie przyszłoby do głowy czytelnikom – czy są to najgłośniejsze akcje ratunkowe w Tatrach, przypadki nieuzasadnionych wezwań, korzystanie ze zdobyczy elektroniki, kwestie odpowiedzialności, możliwości, siły i chęci ratowników, zachowania poszkodowanych… Zdarzają się sytuacje ekstremalne, ale autorka dociera wszędzie tam, gdzie pojawiło się coś wartego uwagi. Na marginesie wywodów sprawdza, co czują żony ratowników, czy i jak radzą sobie TOPR-owcy z emocjami po akcji. Korzysta z kolejnych opowieści, przytacza relacje zabawne, pouczające albo dramatyczne. I nie ustaje w edukowaniu czytelników. Nie ma tu wprawdzie skryptowych poradników, wyciągania do tabelek i wyliczeń szczegółów zachowań pożądanych i niepożądanych, ale też Beata Sabała-Zielińska takiego poradnika tworzyć nie chce. Zależy jej na tym, żeby książkę dobrze się czytało i taki cel osiąga. „TOPR” to lektura wciągająca, wypełniona relacjami z różnych akcji ratunkowych, ale nie przezroczysta. Zdarza się, że albo rozmówcy, albo autorka, posłużą się mocniejszymi słowami na opisanie tego, co zdarzyło się w górach. Tu nie upiększa się rzeczywistości, silne emocje muszą znaleźć ujście. Dzięki temu zresztą książka robić będzie jeszcze większe wrażenie. „TOPR. Żeby inni mogli przeżyć” jest publikacją wyjątkową i z pomysłem napisaną. Znajdzie stałe miejsce w ramach literatury górskiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz