Nasza Księgarnia, Warszawa 2018.
Tułaczka
Powstała ta książka w 1947 roku – i momentami tylko czuje się to w lekturze, bo Irena Jurgielewiczowa stworzyła powieść uniwersalną i ważną, baśniową i prostą w formie. Chłopiec, który szukał domu, to Piotruś, dziecko osierocone i smutne. Jego nastrój udziela się nawet otoczeniu. Ale Piotruś trafia do pewnego domu i do starej kobiety. Mógłby tu zamieszkać: zaprzyjaźnia się łatwo i zyskuje zaufanie zwierząt. Tyle że stara kobieta również jest smutna: zaginęły jej córki, Kasia i Trusia. Piotruś postanawia je odszukać. Będzie do tego potrzebował trochę magii, sporo odwagi i wsparcia czworonożnych przyjaciół. Tak zaczyna się kolejna droga bohatera.
Kasia, Trusia i Piotruś to dzieci, które ucierpiały niebezpośrednio w wyniku wojny. Rozdzielone z rodzicami, muszą przystosować się do nowych okoliczności, co nie zawsze bywa łatwe. Autorka dba jednak i o to, żeby małych odbiorców zbytnio nie przerazić. Obiecuje wielką przygodę i rodzaj detektywistycznego śledztwa. Piotruś znajduje wskazówki dotyczące zniknięcia dziewczynek: jest przekonany, że misja się powiedzie, więc i gotowy na wielkie wyzwania. Chociaż przed nim wiele pracy i wysiłku, nigdy nie odmawia pomocy innym. Ratuje napotkane zwierzęta, a one odwdzięczać się będą w odpowiednich momentach pomysłami, które przybliżą bohatera do celu. Piotruś jest jednoznacznie dobrym dzieckiem, nie waha się, gdy trzeba ratować słabszych, nawet jeśli sam ma ograniczone możliwości w tym zakresie. Łatwo przewidzieć konsekwencje takiej pomocy, tu Irena Jurgielewiczowa wcale nie wykracza poza znaną konwencję. Niespodzianki szykuje przy samej podróży Piotrusia, ponieważ tu pojawia się pierwiastek magiczny. To pole do popisu dla autorki.
Chociaż na początku tom zapowiada się na raczej melancholijny i poważny, a często też smutny jak sam Piotruś, Irena Jurgielewiczowa znajduje miejsce na delikatny humor i rozjaśnianie klimatu. Czyni to zwłaszcza za sprawą Pakiwajów, psa i kotki towarzyszących Piotrusiowi. Szczególnie pies budzi radość - trudno mu zrezygnować ze swoich przyzwyczajeń, to postać, która dowiaduje się, co to jest zazdrość (kiedy Piotruś ma szansę przejechać kawałek drogi w nietypowym towarzystwie). Śmieszy i urzeka małych odbiorców dzięki swojej spontaniczności - a i pomysłom. Piotruś nie ma przez długi czas ludzkiego towarzystwa, może jednak rozmawiać ze zwierzętami, a to zapewnia mu spokój. Ta powieść jest podszyta goryczą. Pokazuje w metaforyczny sposób grozę wojny – przez pryzmat krzywdy dzieci. Pozwala bohaterowi udowodnić swoją dojrzałość, a nagradza go za to domem i rodziną - czymś, czego Piotrusiowi brakowało i co było przyczyną jego smutków. “O chłopcu, który szukał domu” to książka napisana bardzo prostym, a jednak mocno poetyckim językiem. Jurgielewiczowa stawia tutaj na atmosferę starej baśni, prowadzi opowieść płynnie, nastrojowo i z wyczuciem. Zapewnia odbiorcom sporo urozmaiconych przeżyć - tu liczy się nie tylko przygoda, szansa na odkrywanie nieznanego albo poszukiwanie wskazówek - ale cały wachlarz różnorodnych uczuć i emocji oraz przeżyć. Autorka funduje czytelnikom wiele atrakcji, przy okazji ucząc ich przeżywania. Maskuje grozę wojny baśniowością, ale przypomina też, że na takich wydarzeniach cierpią dzieci. Nawołuje do pokoju – i takie odczytanie wydaje się uprawomocnione. Chłopiec, który szukał domu, przeżywa doświadczenie, które na zawsze go zmieni - ukształtuje i zdefiniuje. Odbiorców nauczy to wrażliwości i wyczulenia na odczucia innych. Dobrze, że Nasza Księgarnia przedstawia małym czytelnikom taką publikację. Co ciekawe, Irena Jurgielewiczowa mniejszy nacisk niż w młodzieżowych powieściach kładzie tutaj na warstwę psychologiczną, łagodzi też język relacji. Pozwala dzieciom czerpać przyjemność z samego czytania, już na etapie brzmienia tekstu. Dzisiejsze maluchy skusi też prawdopodobnie “egzotyka” wojny jako tła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz