niedziela, 4 listopada 2018

Emilia Smechowski: My, superimigranci. Reportaż

Prószyński i S-ka, Warszawa 2018.

Sen o dobrobycie

Kilkuletnia dziewczynka myśli, że jedzie z rodzicami na wakacje. Nie rozumie tylko grobowej atmosfery i unoszącego się w powietrzu smutku. Nie zdążyła się pożegnać ze swoim najlepszym przyjacielem, nie wiadomo kiedy – i czy w ogóle - zobaczy jeszcze dziadków. Wyrusza do lepszego życia, jej rodzice podjęli decyzję o ucieczce z Polski i zamieszkaniu w Niemczech. Jest 1988 rok. Emilia Śmiechowska staje się Emilią Smechowski, a dzisiaj opowiada o emigracji zarobkowej z czasów, gdy to pojęcie jeszcze w ogóle nie istniało, a wyjazd za granicę był mocno utrudniony. Na przykładzie własnej - dalekiej od ideału - rodziny pokazuje, z jakimi wyrzeczeniami i problemami wiązała się realizacja marzenia o lepszym życiu. Tutaj nikt nie przejmuje się potrzebami dzieci – te mają się dostosować. Pilnie uczyć języka niemieckiego (rozmawianie po polsku w miejscach publicznych równa się społecznemu ostracyzmowi), ze szkoły przynosić tylko najlepsze oceny, starannie wybierać sobie towarzystwo. Dorośli muszą zdobyć pracę, która zapewni im prestiż i niekwestionowany szacunek innych. Ale najważniejsze jest wtopienie się w tło: ważne, żeby nikt w Niemczech nie wiedział, że ma do czynienia z Polakami, to zburzyłoby całą z trudem budowaną stabilizację. Chociaż rodzina autorki spełnia sen o dobrobycie, poszczególnym postaciom daleko do szczęścia. W końcu członkowie tej rodziny odchodzą od siebie, pozostają sami z rozterkami i wyzwaniami, za to bez ojczyzny. A Emilia Smechowski bez wielkich słów przedstawia normalność. Nie upiększa, znacznie częściej rzuca oskarżenia. Zdaje relację ze swoich męczarni, potyka się na drodze do ideału i daje upust goryczy. Nie pomija żadnego elementu życia na emigracji – od swoich pierwszych wspomnień - nawet jeśli pobrzmiewają dzisiaj niepoprawnie. Odnotowuje i prezenty gwiazdkowe świadczące o zamożności, i kary cielesne. Opisze brak wsparcia ze strony rodziców, kiedy opowiada im o swoim największym marzeniu - i rezygnację z kontaktów z innymi Polakami. Nie ma porównania z tym, co działo się w Polsce, ale część zachowań i reakcji zakodowanych u dorosłych będzie znana całemu pokoleniu. W efekcie “My, superimigranci” zamienia się w jednostkowe wyznanie o uniwersalnych spostrzeżeniach. Bez górnolotności i upiększania, autorka wybiera surową krytykę i gorycz, aż dziwne, że do tego stopnia potrafi oskarżać.

Jest to publikacja krótka i wspomnieniowa, a nie reportażowa, ale wypełniona po brzegi szczegółami. Autorka nie pomija żadnego aspektu życia w Niemczech – w zestawieniu z aspiracjami i kompleksami rodziny jako imigrantów. Uświadamia czytelnikom, jak wielką cenę miało realizowanie śmiałego marzenia. Te obserwacje przepełnione są żalem i pretensjami, a i sporą dozą samotności, zupełnie jakby autorka nie mogła wpisać się w schemat przygotowany jej przez rodziców. Koncentruje się na detalach, rzeczach, które mogą zachwycić małe dziecko, a przez dorosłego nie zostaną nawet zauważone. Stąd pewna doza naiwności obecnej już na płaszczyźnie narracji. Emilia Smechowski pisze przekonująco, chociaż momentami odbiorcy będą zastanawiać się, czy chodzi jej bardziej o zachowanie własnych wspomnień, rozliczenie z przeszłością czy o przekonanie innych do rezygnacji z odważnego kierowania swoimi losami. “My, superimigranci” to książka o specyficznej narracji – pozbawiona sielankowości (mimo że dotycząca wspomnień z dzieciństwa oraz rodziny), wolna od schematów w ramach tematyki, odkrywcza i osobista – a jednak dziwna, może za sprawą infantylizmu w części zwierzeń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz