Foksal, Warszawa 2018.
Ludzkie myślenie
W “Spektrum” ludzie mają znaczenie już właściwie tylko jako punkt odniesienia. Martyna Raduchowska przenosi opowieść w niedaleką przyszłość - ale jest to już świt zdominowany przez wynalazki, roboty, androidy i rozmaite twory człowiekopodobne. May, bohaterka cyklu, jest androidem. W zasadzie nie do odróżnienia od prawdziwego człowieka - poza jednym drobnym wyjątkiem. Nie może odczuwać emocji. Przez to pozostaje robotem: jest przewidywalna i reaguje zgodnie z oczekiwaniami zwierzchników. Bez trudu realizuje wszystkie polecenia. Jako android może jednak tęsknić: wie, czego jej brakuje i chciałaby zmienić swój status. Zwłaszcza że istnieje taka szansa: na rynku pojawił się wielokrotnie przetestowany specyfik, reinforsyna. Lekarstwo zapewnia dostęp do ludzkich zdolności przeżywania i dostarczyłoby Mai to, czego ta potrzebuje. Tyle tylko, że naukowcy właśnie wycofują reinforsynę z obiegu: doszli do wniosku, że to zagrożenie, a nie szansa. Kalkulacja jest prosta: androidy obdarzone emocjami przestałyby reagować na polecenia, zaczęłyby zastanawiać się nad własnymi potrzebami i znalazłyby sposób, żeby postępować w zgodzie z sumieniem, którego dotąd nie miały jak dopuścić do głosu. A przecież wokół wciąż trwają walki. Androidy są szkolone, żeby zapewniać bezpieczeństwo, są świetnymi ochroniarzami. Sprawdzają się w zbrutalizowanej rzeczywistości, innej nawet mogą nie znać. Dają sobie radę w stawianiu czoła niebezpieczeństwom, nie boją się ryzyka. Odnoszą bardzo ciężkie rany, ale ich cierpienie nikogo nie interesuje: w końcu działają w słusznej sprawie. Między innymi o działaniach Mai, która próbuje wywalczyć dla siebie to, czego najbardziej pragnie, jest “Spektrum”.
Martyna Raduchowska w tej powieści stawia na technologię i stechnicyzowany język. Od początku zarzuca czytelników narracją, w której nic nie jest podobne poppowieściom. Trzeba samodzielnie odcyfrowywać zasady rządzące tą rzeczywistością (fakt, że to druga część serii sprawia, że pewne grono odbiorców zrezygnować może z lektury na starcie, bo wysiłek poznawczy trzeba podjąć dość spory), a do tego jeszcze wstrzelić się w specyfikę świata przedstawionego objawiającą się w hermetycznym języku. Tu nie tylko codzienność wydaje się nieprzystępna: odrzucanie emocji w pierwszym kontakcie z postaciami także modyfikuje sposób odbioru. “Spektrum” to zwłaszcza na początku książka bardzo zimna, na poziomie narracji beznamiętna - mimo że pełna silnych wrażeń. Bo od pierwszych stron autorka epatuje scenami zła i grozy. Każe bohaterom walczyć, przeżywać katastrofy, zmusza ich do działań wbrew woli, zalewa krwią i kaleczy. Uzbraja w świadomość, która nie pozwoli przejść nad wydarzeniami do porządku dziennego, ale od pierwszych chwil pokazuje też, że dla postaci litości nie ma. Androidy – nawet mimo aspiracji do bycia człowiekiem - są stworzone do zupełnie innych celów i jako
takie nie mają prawa głosu. To bez wątpienia literackie wyzwanie: stworzyć przestrzeń i warunki, w których nie funkcjonują znane odbiorcom mechanizmy, a jednocześnie pokazać nadzieje i plany pokrywające się z dzisiejszymi czasami i z ideą człowieczeństwa. Martyna Raduchowska dzięki temu rozwiązaniu ucieka od banału i funduje czytelnikom mocne wrażenia. Do jej książki sięgną przede wszystkim fani s-f w wersji futurystycznej, Raduchowska ich nie zawiedzie. “Spektrum” to publikacja ważna - przedstawienie możliwości, jakie zapewnia gatunek, a do tego pomysły z dala od znanych scenariuszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz