poniedziałek, 17 września 2018

Zadie Smith: Widzi mi się

Znak, Kraków 2018.

Spostrzeżenia

O sensie swojego pisania jako rodzaju psychoterapii opowiada Zadie Smith w krótkim wstępie i trochę prześmiewczo, chociaż zdaje sobie sprawę, że dużo w tym prawdy: korzysta z terapeutycznej mocy przelewania swoich myśli na papier. Teraz dzieli się z odbiorcami zestawem felietonów, esejów, szkiców i tekstów krytycznych, które zbiera w bardzo obszerny tom “Widzi mi się” i traktować może jak rodzaj pamiętnika lekturowo-obyczajowego. Dla odbiorców to szansa na zajrzenie do rzeczywistości widzianej z perspektywy twórcy, możliwość podpatrywania warsztatu, ale i porównywania emocji. Zadie Smith niejako mimochodem dostarcza tu bowiem zestawu autobiograficznych wstawek, drobnych wiadomości spoza nurtu relacji. Odsłania siebie w stopniu, którego odbiorcy mogli się nawet nie spodziewać: przygotowuje na budowanie więzi między sobą i czytelnikami. Doskonale wie, że w takim wypadku powinna coś ofiarować, pozwala więc na zajrzenie do jej codzienności. Zdradza czasami swoje obawy albo głębsze uczucia, obserwuje dzieci i wnuki, dzieli się motywami osobistymi, ale i pewnego rodzaju kompleksami. Stale na przykład powraca w opowieściach temat wykształcenia (a raczej braku odpowiedniego dyplomu, który uzasadniałby podejmowane zajęcia), koloru skóry czy kompetencji w próbach przedstawiania sztuki. Trochę w tym krygowania się i retorycznego zabiegu umniejszania własnej wartości, żeby przykuć uwagę odbiorców, a trochę rzeczywistych strachów, reakcji na prawdopodobne zarzuty. Dzięki takiej niepewności staje się Zadie Smith jednak bardziej przekonująca dla czytelników, okazuje się bliższa i ciekawsza, więc tym bardziej zachęci do lektury.

Dostarczy pożywki wymagającym czytelnikom: zajmuje się albo sprawami z najbliższego otoczenia (pokazuje między innymi, po co społeczeństwom biblioteki, przygląda się wielokulturowości), albo tematami z dziedziny kultury. Zamienia się w widza, czytelnika albo człowieka odwiedzającego galerie sztuki. Zatrzymuje się nad pojedynczymi dziełami, spokojnie je analizuje, przedstawia nie tylko ich obiektywne zalety, ale i własne odczucia w związku z utworami. Czasami może dodać garść wiadomości o autorze, albo skonfrontować czytelnika ze swoimi wspomnieniami, sama też odbywa podróże w czasie. Jako obserwator jest Zadie Smith bardzo przenikliwa, dokładnie sprawdza treści i przedstawia to, co niezbędne, żeby zrozumieć przesłania. Pozwala odbiorcom podążać za sobą i w pewnym sensie uczy odkrywania dzieł, wrażliwości na piękno i na przekaz. Nie pozostaje obojętna, jeśli już coś opisuje, to wiadomo, że łączy się z tym cała historia, którą odbiorcy za moment będą mogli poznać. Wszystko ma tu swój cel, zaplanowane jest tak, by dostarczać rozrywki i zaspokajać ciekawość, ale też żeby budzić głód wrażeń, coraz to nowych. Umiejętnie Zadie Smith do rozważań włącza i politykę, doskonale wiedząc, czego potrzebują czytelnicy.

Charakteryzują się te felietony i eseje ogromną przenikliwością, szczegółowością i talentem do przelewania na papier trafnych obserwacji. Zadie Smith pisze, jakby nie posługiwała się żadnymi kalkami, jakby chciała poprowadzić gawędziarską historię na temat, który ją akurat pasjonuje lub z jakiegoś powodu przykuł jej uwagę. Zapewnia prawdziwą przyjemność czytania. W przypadku recenzowania książek może też podkreślać warsztatowe rozwiązania, więc nawet nie trzeba tłumaczyć nikomu, jak cenną lekturą stanie się “Widzi mi się”. Zadie Smith dostarcza dobrej prozy, nieważne, że użytkowej - to zresztą publikacja, która może przysporzyć autorce więcej czytelników niż powieści. Dla koneserów - mnóstwo refleksji autotematycznych, komentarzy, które przydadzą się podczas innych lektur.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz