piątek, 17 sierpnia 2018

Tom Perrotta: Pani Fletcher

Znak, Kraków 2018.

Żądza

Pani Fletcher czuje coraz bardziej upływ czasu. Sama nie myśli o sobie jeszcze w kategoriach kobiety w średnim wieku, ale otoczenie coraz bardziej jej to sugeruje. Zwłaszcza kiedy syn wyprowadza się z domu na studia (a wcześniej zaczyna satysfakcjonujące życie seksualne). Pani Fletcher – i to podstawowy temat ją definiujący - uwielbia oglądać filmy porno. A że samoświadomość i ironia nie pozwalają jej pozostać obojętną na własną pozycję w społeczeństwie, trochę przekornie, a trochę samobiczująco pani Fletcher ogląda najczęściej kategorię “mamuśki”. Mamuśki uprawiające seks oralny, mamuśki oddające się mężczyznom bez żadnych zahamowań, mamuśki, które być może graniem w filmach dla dorosłych dowartościują się i przypomną sobie o kobiecości. Pani Fletcher wie, że nie oszuka czasu: sama jest mamuśką. Nie żyje w żadnym związku, nie ma zatem jak zaspokajać potrzeb w relacjach damsko-męskich. Ale ponieważ jej syn wkracza w okres wzmożonego zainteresowania cielesnością, a koledzy syna interesują się seksem tak samo mocno, któryś może zwrócić uwagę na panią Fletcher. Wtedy hasło “mamuśka” nabierze nowego znaczenia. Tom Perrotta bierze na warsztat relacje starszej kobiety z młodym mężczyzną, pokazuje nie tylko uciechy łóżkowe, ale i całą otoczkę emocjonalno-moralną: pani Fletcher jest skrępowana przez konwenanse, nie wie, co powiedziałoby na taki romans otoczenie (a właściwie doskonale wie, tylko nie chce się na to narażać), boi się odpowiedzialności. A przecież powinna być szczęśliwa, wszystkie bohaterki powieści do tego tylko dążą. Perrotta zastanawia się, czy pani Fletcher może realizować swoje marzenia bez szkody dla innych i jaką zapłaci cenę za swoje żądze.

Jest tom “Pani Fletcher” od początku do ostatniej strony zafiksowany na seksie i seksualności, w tym temacie autor opiera nadzieje na rozśmieszenie odbiorców, przyciągnięcie ich do lektury i być może wstrząs (chociaż w dobie zainteresowania powieściami erotycznymi to ostatnie może się nie do końca udać). Komizm polega na zderzeniu codzienności i tego, co wstydliwe, intymne i nie do omawiania na forum publicznym. Każdy z bohaterów ma swoje łóżkowe wpadki lub przyzwyczajenia, o których niezbyt chętnie mówiłby bez alkoholu: autor wywleka na światło dzienne erotyczne sekreciki, licząc na to, że zaintryguje tym odbiorców. Wiwisekcje bohaterów są tu czymś stałym, powtarzane do znudzenia nie muszą nawet wzbudzać skandalu, chodzi wyłącznie o pokazywanie ukrytej do niedawna sfery ludzkiego życia. Seks odmieniany przez przypadki to towar, który Perrotta sprzedaje czytelniczkom spragnionym opowieści pikantnych i pieprznych. Zapomina jednak autor o tym, że w pewnym momencie uporczywe powracanie do tego tematu przy jednoczesnym pomijaniu całej reszty zachowań (skupia się na seksie i na imprezach, właściwie unikając zwyczajności) trochę czytelniczki zmęczy, a przynajmniej odwróci uwagę od kreacji postaci. Kreacje postaci nie są wymyślne - wydaje się momentami, że “Pani Fletcher” to nawet nie tyle obyczajówka erotyczna, co obyczajówka porno, kategoria, w której nieważna jest fabuła ani charaktery, a tylko odpowiedź na pytanie, czy dojdzie do miłosnego spełnienia (a dojść przecież musi). Niby zabawnie jest w tej książce - ale jednokierunkowość wysiłków w końcu znuży. Niby Perrotta prowokuje – a jednak wszystko już było, chociaż niekoniecznie wystawiane na pierwszy plan. Seks świetnie się sprzedaje i dlatego autor ma szansę odnieść sukces na rynku wydawniczym. Pozostawia jednak spory niedosyt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz