Galaktyka, Łódź 2018.
Testowanie organizmu
Charlie Engle biega. Ale nie w “zwykłych” maratonach, takie wyzwania to nie dla niego. On biega na dystansach ultra, albo... zwielokrotnia je, żeby dokonać rzeczy, które wydawały się niemożliwe. Potrafi przebiec Saharę, pokonując każdego dnia dystans dwóch maratonów. Albo przemierzyć Amerykę, propagując przy okazji zdrowy tryb życia. Biega w wyścigach długodystansowych i w więzieniu: za kratami pokonuje Badwater. Biega, bo tylko tak wprowadza się w stan euforii, który kiedyś dawały mu narkotyki i alkohol. Biega, bo to wolność. Biega, bo lubi wyzwania. Tom “Biegacz” jest sportową autobiografią pokazującą, dlaczego w ogóle decydować się na sporty ekstremalne. Biegi długodystansowe są tu rozwiązaniem codziennych problemów i sposobem na życie. Charlie Engle wie o tym i poddaje organizm kolejnym próbom dla samej satysfakcji. Musi wciąż podejmować wyzwania, bo tylko tak czuje się szczęśliwy. A że jego organizm jest niezwykle silny i wymaga maksymalnego wysiłku - to tylko szansa dla bohatera tomu.
Charlie Engle opowiada o swojej przygodzie bez analizowania każdego kroku w maratonie. Życie dostarcza mu zbyt wielu tematów, żeby rozdrabniać się na opisywaniu biegów czy na pomysłach treningowych. Najpierw Engle jest uzależniony od alkoholu i narkotyków. Pokazuje swoją codzienność z tamtych czasów, drogę do wyleczenia, ale i zagrażające życiu konsekwencje imprez w niebezpiecznych dzielnicach. Tutaj bieganie staje się tylko dodatkiem do podniet płynących z używek. Ale kiedy już autor wkręci się w przemierzanie dalekich tras, szuka sposobów wyjścia z nałogu: zastępuje jedno uzależnienie innym, w tym wypadku - może trochę zdrowszym, chociaż również i destrukcyjnym dla ciała. Biega, bo to potrafi najlepiej, czuje się wolny i silny. Takich emocji potrzebuje, żeby zastąpić nimi narkotykowy haj. Nie jest to pierwszy biegacz ultra, który w sporcie ekstremalnym szuka ratunku. Z tematu uzależnień przechodzi Engle do kwestii pokonywania coraz trudniejszych tras i bicia rekordów. Ma się czym pochwalić, chociaż dla czytelników znacznie ciekawsze będą same komplikacje w organizacji poszczególnych przedsięwzięć, emocje z międzyludzkich kontaktów, a nie z samego biegania. Autor zdaje sobie z tego sprawę i narrację układa tak, jak dobry film z trasy. Chociaż sam pewnie chętniej przemilczałby niektóre sprawy, nie próbuje się wybielać.
Zwłaszcza że już za moment czeka go najtrudniejszy motyw: więzienie. Opowiada o przyczynach utraty wolności, dbając o to, by czytelnicy mu uwierzyli. Pokazuje całą walkę o to, by nie trafić za kratki. Kiedy już wie, że najbliższe dwa lata spędzi w zakładzie karnym, przedstawia odbiorcom między innymi specyfikę relacji więziennych (jakie towary i w jaki sposób się zdobywa), aż w końcu zaczyna się zajmować bieganiem. Wyjaśnia, jak organizował sobie treningi, a nawet ultramaraton za kratami, jak w bieganiu szukał ocalenia. Po raz kolejny – po błędach młodości - w sporcie i uzależnieniu od niego upatruje wolności. W ten sposób tłumaczy też czytelnikom, dlaczego biega – i dlaczego pokonywanie własnych słabości jest dla niego tak ważne. Nie daje prostego przepisu na bieganie, w jego przypadku to w dużej części zasługa silnego organizmu – ale może dodawać otuchy, pokazać, że z najgorszego piekła da się wyjść. Bieganie jako ucieczka od problemów i jako wsparcie dla psychiki to ujęcie powracające co pewien czas w sportowej serii Galaktyki. Tu bardzo przekonuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz