wtorek, 24 lipca 2018

Natasza Socha: Mgły Toskanii

Edipresse Książki, Warszawa 2018.
Bez schematu

Natasza Socha zaczyna się rozkręcać w pomysłach fabularnych, chociaż jeszcze nie zawsze w wypełnianiu założeń treścią. Dwoistość natury Leny, bohaterki “Mgieł Toskanii” to temat, który zasługuje na szersze potraktowanie – ale autorka nie zajmuje się psychologią postaci, woli akcję. Chociaż ogólnie ta książka wypada raczej naiwnie, na plus zaliczyć jej trzeba dwie rzeczy: umiejętność odejścia od schematów spotykanych w romansach i toskanianach oraz nieprzewidywalny finał. Toskania w literaturze rozrywkowej dla pań to zwykle zwolnienie tempa życia, niepowtarzalne smaki i romans. Socha jednak decyduje się na inne rozwiązania. Lena przybywa tutaj, żeby badać freski odkryte pod tynkiem w miejscowym kościele. Wiele wskazuje na to, że trafi na dzieło mistrza – ale czeka ją sporo pracy, zanim odkryje prawdę. Działa w międzynarodowym zespole, co wybija automatycznie z analizowania cech miejscowych. Nawet gdyby autorka chciała przyglądać się mieszkańcom Toskanii, nie ma na to casu. Ale Socha ajęta jest rozwijaniem opowieści sercowej.

Lena w Polsce zostawia Igora, ukochanego, z którym tworzy od lat udany związek. W Toskanii z polecenia Igora zwraca się do Iana, starszego mężczyzny o ironicznym sposobie bycia. Wpada Ianowi w oko i staje się celem jego flirtów - mimo dość dużej różnicy wieku. Autorka stara się dzielić uwagę równomiernie między zakusy Iana i atmosferę w pracy, czasami wprowadza jeszcze zapiski dziewczyny poznającej okolicę. Z czasem coraz więcej miejsca przeznaczać będzie na romans. Toskanii zbyt wiele tu nie ma, akcja mogłaby się rozgrywać właściwie wszędzie - miejsce potrzebne jest autorce tylko do akcentowania malarskich zachwytów i jako odskocznia od codzienności. Omija więc Socha pułapki płynące z powtarzania stereotypów. Kierunek rozwoju akcji dla nikogo nie może być tajemnicą, skoro już okładkowe pytanie brzmi “czy można kochać dwóch mężczyzn jednocześnie”. W związku z tym Natasza Socha skupia się już tylko na rejestrowaniu i komentowaniu uczuć swojej bohaterki.

Na początku u Leny całkiem sporo się dzieje, czasami nawet na wesoło (zwłaszcza gdy zestawi się pożar uczuć z karykaturalnym rudowłosym i wpatrzonym w siebie Niemcem), potem jednak stopniowo w opowieść wkradają się tajemnice i kłamstwa - a te wykluczają dobrą zabawę. O ile Natasza Socha nie potrafi dobrze umotywować decyzji Leny i przekonać czytelniczek do zmiany perspektywy – z absolutnego wpatrzenia w Igora do zakochania w Ianie – o tyle samo opisywanie uczuć wypada u niej nieźle. Autorka z dużą wprawą zwalnia akcję, pozwala przejmować się drobnymi gestami, czekać na to, co nieuchronne, ale też kibicować postaciom. Szkoda, że ma tylko jedno wytłumaczenie na zachowania Leny – zdecydowanie lepiej byłoby spróbować zrozumieć motywacje postaci i odrobinę zmodyfikować ideę życia chwilą.

“Mgły Toskanii” nie są powieścią ambitną już w samym założeniu. Autorka chce pożenić obyczajówkę i romans dla mas, nieźle jej to wychodzi mimo spłaszczania charakterów i braku pomysłu na przyszłość postaci. Uznanie odbiorczyń zyskać może jednak kompletnym oderwaniem od oczywistości, przejściem do własnej opowieści. Nie ogląda się Natasza Socha na rozwiązania z bestsellerów, rozmija się też z modą na toskaniana – proponuje coś nowego, nawet jeśli w relacjach damsko-męskich przewidywalnego do bólu. Pisze całkiem dobrze, więc kto szuka lektury lekkiej i niewymagającej, może po “Mgły Toskanii” sięgnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz