niedziela, 8 lipca 2018

Naomi Alderman: Siła

Marginesy, Warszawa 2018.

Odkryta moc

A gdyby tak wszystkie kobiety odnalazły w sobie niezwykłą siłę? Gdyby miały organ produkujący elektryczność i mogły porażać prądem każdego, kto stwarza dla nich zagrożenie? Albo po prostu dla zabawy? Naomi Alderman sprawdza, jak to się dzieje, że okoliczności - a nie uwarunkowania kulturowe - wpływają na przyjmowaną w społeczeństwie pozycję kata lub ofiary. Bohaterki "Siły" mają w sobie zwój i są w stanie razić gromami wszystkich, którzy się im sprzeciwią. Zwój czasami przynosi trochę problemów w obsłudze, ale można wyćwiczyć umiejętność posługiwania się nim. Na początku zjawisko budzi zdziwienie i ciekawość. Z czasem zamienia się wręcz w religię - bo opanowanie zasad działania zwoju prowadzi nawet do "cudownych" uzdrowień. Wystarczy tylko dodać odpowiednie modlitwy, przekonać społeczeństwo, że Bóg to kobieta, że wszystko dzieje się dzięki Matce Ewie – by zyskać nieograniczoną władzę. Wreszcie nadchodzi też czas zemsty, czas odegrania się na mężczyznach za całe wieki gwałtów, dyskryminacji i upokorzeń. Kobiety miotające pioruny – i można zapomnieć o stereotypach związanych ze słabą płcią.

"Siła" sama w sobie oparta jest na odwróconym stereotypie i dość powierzchowna, chociaż Alderman dobrze odwzorowuje mechanizmy tworzenia się nowych religii czy przemian społecznych - w przyspieszonym tempie i w sposób wyostrzony. Jednak w pędzie do brutalnej potyczki, pojedynku między płciami, zapomina autorka o psychologicznych aspektach podejmowanych decyzji, jakby sam dostęp do broni i do rzekomej wolności, jaką daje siła, gwarantował określone postępowanie. W efekcie pojawia się pytanie, czy mężczyźni - po latach zmagań z brutalnością kobiet – nie są automatycznie oceniani jako płeć łagodna i niekonfliktowa. Jest to powieść prześmiewcza, ale i gorzka jednocześnie, chociaż satyryczna i groteskowa - funkcjonować może jako przestroga.

Naomi Alderman nie zastanawia się nad swoimi postaciami, przynajmniej tymi posługującymi się zwojem jako sposobem na rozwiązywanie problemów i leczenie traum. Splata w jedną opowieść historie kilku kobiet i tak już pokaleczonych przez życie. Wszystkie bohaterki "Siły" mają powody, żeby mścić się na mężczyznach i dodawać im cierpień - łatwo zrozumieć ich decyzje, kiedy ma się w pamięci szereg krzywd. Tu przemoc rodzi przemoc, nie ma właściwie wyjścia z kręgu nienawiści. Ale poza akcją jak z filmu sensacyjnego, Naomi Alderman próbuje też zabaw gatunkowych. Wplata do książki rozdziały o różnej proweniencji, sięga po teksty użytkowe i po imitacje pism "natchnionych", wykorzystuje też oryginalną ramę kompozycyjną - przekonuje odbiorców, że książka o kobietach, które panują nad światem jest dziełem mężczyzny, i to wiele lat po apokalipsie. Przewrotna rama z jednej strony przypomina o fikcyjności akcji, z drugiej – ma treść uwiarygodnić (w końcu pisarz i redaktorka wymieniający się uwagami doświadczyli podobnych wydarzeń lub są świadomi ich istnienia w odległej przeszłości - to, co dla czytelników okazuje się futurystyczne, dla bohaterów ramy tomu jest zwyczajną relacją).

"Siła" zbudowana jest na krzyku. To książka, która wprowadza ciekawe z punktu widzenia czytelników rozwiązania i pozwala zastanowić się nad tym, co by było, gdyby rzeczywiście do wojny płci doszło. Temat, który polscy odbiorcy mieli w "Seksmisji" jako komediowy, tu zamienia się w tragedię na wielką skalę, na śmiech - poza gorzką satyrą - miejsca nie ma. Naomi Alderman sprawnie posługuje się stereotypami, ale ma też coś do przekazania odbiorcom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz