Egmont, Warszawa 2018.
Na dobranoc
Masza i Niedźwiedź to ta para, której bajkowy potencjał właściwie mógł się wyczerpać na wstępnej i stereotypowej charakterystyce. Masza, mała dziewczynka, bryka i rozrabia, wszystko przypadkiem – i niechcący – niszczy, generuje same szkody, bez względu na intencje. Jest uosobieniem niesfornych kilkulatków, żywiołowych i nie do powstrzymania. Z kolei Niedźwiedź stanowi jej całkowite przeciwieństwo. Poważny i flegmatyczny, spokojny i cierpliwy, znosi figle Maszy, chociaż nie zawsze udaje mu się ukryć dla nich dezaprobatę. Tak skontrastowana para budzi radość małych odbiorców – dobry, mimo że oczywisty, wyjściowy pomysł zapewniał popularność bohaterom kreskówki. Masza i Niedźwiedź podbijają również rynek wydawniczy – stają się wyznacznikami niebanalnego humoru i dynamicznych przygód. Skłonni do błyskawicznego działania, nadają się też na postacie z „pięciominutowych” historyjek, trafiają zatem do kolejnego cyklu popularyzowanego przez Egmont, czyli do krótkich czytanek przygotowywanych do usypiania maluchów. Idea cyklu to powrót do tradycji lekturowych – przyzwyczajania dzieci od początku do lektur przed snem, do wspólnego rodzinnego czytania zamiast zabawy gadżetami elektronicznymi. Pięknie wydany tomik, bogato ilustrowany, żeby dzieci mogły śledzić akcję na obrazkach, zawiera siedem opowiastek z Maszą i Niedźwiedziem, nie zawsze na pierwszym planie. Udział biorą tu też inne zwierzęta z otoczenia postaci – często brykają one nie gorzej od Maszy. Wilki, które przymierają głodem jako kierowcy karetki, próbują zostać taksówkarzami – przerabiają swój samochód pod dyktando Maszy, ale szybko wychodzi na jaw, że powinny nauczyć się czytać, żeby zrozumieć instrukcję obsługi. Świnia uganiająca się za liśćmi do swojej kolekcji wpada w groźne tarapaty jako biegająca poduszka. Masza organizuje teatr z okolicznymi żabami. Razem z kuzynką Daszą psocą tak, że zostają wyrzucone z pociągu. Jazda na biwak dla rozwijania artystycznych talentów to okazja do kreatywności chyba wyłącznie dla Niedźwiedzia, który maluje i sam sobie pozuje z braku innych chętnych (i cierpliwych). Pojawia się w tematach i klasyka absolutna, niemal zapożyczenie z innych bajek: kot polujący na mysz (i, rzecz jasna, o wiele mniej sprytny od gryzonia), a także nowy stosunkowo straszak, czyli uzależnienie od gier komputerowych. Bohaterowie przekonują się, jak nieprzyjemnie jest przebywać z osobą, z którą nie ma kontaktu, bo zajęta jest graniem na konsoli. Przecież o wiele przyjemniej jest spędzać czas razem, bawić się i przeżywać przygody naprawdę, a nie w grze. Masza i Niedźwiedź rzadko pouczają swoim zachowaniem, ale w tym wypadku trudno nie docenić ukrytego przesłania, maluchy też bez wysiłku je zrozumieją – i może zastanowią się nad tym aspektem codzienności.
Masza i Niedźwiedź trochę ustępują tu innym postaciom, przynajmniej w części opowiadań. Ale nie znaczy to, że historie nie ucieszą maluchów. Przygotowane są tak, żeby dużo się w nich działo: są pościgi i pogonie, zagrożenia, namiastka horroru z duchami (a w rzeczywistości – świnią w poduszce). Tu liczy się spryt i zaangażowanie w akcję, tempo i zmienność wydarzeń. Nie ma czasu na przestoje i rutynę, wciąż dzieje się coś zaskakującego dla odbiorców. Nikt ich na siłę nie edukuje, raczej pozwala wyciągać wnioski z wydarzeń. Najbardziej liczy się śmiech. Historyjki są proste, ale nie infantylne, mają kilka naprawdę ładnych absurdalnych pomysłów humorystycznych, które i dorosłych przyprawią o uśmiech. Maluchy z uwagą śledzić będą ilustracje. Jest tu ich mnóstwo (strona zwykle w połowie zapełniona jest tekstem, reszta to rysunek – kadr z bajki). Trójwymiarowe zwierzęta uchwycone podczas chwil zdumienia, wpadek albo po prostu działań – na pewno przykują uwagę. Rysunki są bardzo kolorowe, a barwy nasycone. Wszystko razem składa się na przyjemną dla kilkulatków lekturę, konkurującą nawet z telewizyjnymi kreskówkami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz