Jung-off-ska, 2018.
Dwie strony świata
Erich Kästner nie bał się absurdu w twórczości dla dzieci. Jego historie nie zawsze musiały wiązać się z pouczeniami czy wychowawczymi wskazówkami. Ten autor, jak mało który, wierzył w inteligencję młodych odbiorców i gotowość do zabawy. Gdyby dzisiaj chciał trafić na rynek wydawniczy powieścią „35 maja”, miałby zapewne sporo problemów ze znalezieniem wydawcy. Na szczęście jako klasyk powracać może do woli – i do nasycenia absurdem kolejnych pokoleń, w różnych opracowaniach. Teraz „35 maja” trafia na księgarskie półki za sprawą wydawnictwa Jung-off-ska, co ucieszy koneserów nonsensownego humoru, nie tylko rekrutujących się spośród najmłodszych. To wspaniała historia o roli wyobraźni w życiu człowieka – i o tym, że nie zawsze szkoła przekazuje to, co najważniejsze.
Wszystko zaczyna się w momencie, gdy najlepsi z rachowania uczniowie mają na zadanie opisać w domu… morza południowe. Mały bohater, Konrad, jest rozżalony: nie ma pojęcia o tym temacie i zadanie uważa za niesprawiedliwą karę dla prymusów. Jeszcze nie wie, że dzięki temu przeżyje prawdziwą przygodę. To ten dzień, w którym opiekuje się nim dorosły o wyobraźni kilkulatka, stryj Rabarbar. Do ekipy nieoczekiwanie dołącza Negro Kaballo, czarny koń o manierach dżentelmena. Stryj, chłopiec i koń wchodzą do szafy, żeby przejść drogę do mórz południowych. Przemierzają kolejne krainy, z których każda charakteryzuje się czymś wyjątkowym – i żadna nie znalazłaby się na mapie dorosłych. Tu parasole wyrastają z ziemi po deszczu, tam można spotkać olbrzyma. Chłopiec wszystkiemu musi się dziwić, stryja nic nie zaskakuje, koń okazuje się wybitnym przewodnikiem po nowo odkrywanej rzeczywistości. Morza południowe są tu celem – ale równie dobrze mogłaby się nim stać każda kolejna kraina, skoro każda jest samodzielną i pełnowartościową przygodą. Przygodą, co trzeba dodać, jakich dzisiaj w książkach dla dzieci brakuje – najwyraźniej niewielu redaktorów i autorów było w szkole mocnych z rachunków. Autor pozwala odbiorcom cieszyć się odkryciami z wyprawy, ćwiczyć fantazję, dostarcza śmiechu na wysokim poziomie – nie ma tu obiegowych żartów, ale dowcipy polegają na zaskoczeniu oraz absurdalnej nieprzystawalności pomysłów do realiów znanych czytelnikom. Takie odrabianie lekcji to przyjemność (wypracowanie – czyli pewnego rodzaju streszczenie wyprawy – znajdą czytelnicy w finale, który przy okazji będzie też egzaminem z ortografii). Niepozorny tomik skrywa szereg silnych wrażeń. Absurd zapewnia mu ponadczasowość: ta opowieść mimo upływu czasu wcale się nie starzeje, niektóre elementy stają się archaiczne (choćby oznaki dżentelmeńskiej grzeczności lub szkolna codzienność), ale one zamieniają się w miłą egzotykę, uszlachetniają tekst i nadają mu dodatkowego, nieprzewidzianego przez autora smaku. Za sprawą kontekstu zmieniać się więc będzie odbiór ramy kompozycyjnej, motywów sprzed przejścia przez szafę – ale nie sam trzon, rola fantazji w upiększaniu codzienności pozostanie i będzie dla dorosłych oraz dzieci cenną wskazówką co do ubarwiania rutyny.
Tomik został wydany w ślicznej serii – kolorowe ilustracje Joanny Rusinek przyciągają uwagę dzieci, a kieszonkowy format sprawia, że książkę można wszędzie ze sobą zabrać. W tym wypadku bajkowość fabuły przechodzi w barwną szatę graficzną – i ładnie ze sobą te dwie sfery korespondują. Cieszy fakt, że Kästner na rynek powraca co pewien czas, a skoro w dodatku w tak atrakcyjnym wydaniu – łatwiej będzie przekonać najmłodszych do czytania i przeżywania przygód razem z małym Konradem. chociaż i tak całe uznanie przejdzie na Negro Kaballo, konia, który bez problemu odnajduje się i w ludzkim, i w baśniowym świecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz