Wilga, Warszawa 2018.
Bez recenzji
Takiej książki recenzować już właściwie nie można. Była tyle razy omawiana w rozmaitych miejscach i przez przedstawicieli kolejnych pokoleń, zarówno czytelników, jak i badaczy, że dołożenie czegokolwiek do obszernej literatury przedmiotu mijałoby się z celem. „Mały Książę” to przecież tomik, który poznają wszyscy, niezależnie od wieku – funkcjonuje jako lektura szkolna, ale bardzo chętnie cytatami z tej opowieści przerzucają się dorośli, zwłaszcza gdy chcą zaakcentować wrażliwość czy wzruszenia. Sięgają po „Małego Księcia” również młodsze dzieci, jeśli trafią na kogoś, kto w odpowiednim momencie podsunie im historię bohatera z odległej planety. Sam Mały Książę rozbudza wyobraźnię, do dzisiaj imponuje swoim sposobem postrzegania świata i aforystycznymi, niezwykle celnymi komentarzami dotyczącymi rzeczywistości dorosłych. Teraz „Mały Książę” pojawia się na rynku w trochę innym niż najbardziej powszechne opracowaniu graficznym. Jest to rozwiązanie ryzykowne, nie tylko ze względu na potęgę tradycji – ale też z uwagi na fakt, że część rysunków stanowi integralny fragment opowieści i nie da się od nich uciec. Tu Aleksandra Kucharska-Cybuch proponuje swoje interpretacje, nie niszcząc ducha oryginału, ale momentami zbyt mocno go ubogacając.
Przede wszystkim nowa wersja „Małego Księcia” na pierwszy rzut oka nie wygląda infantylnie. Okładka sugeruje bardziej poważną lekturę, nie tylko dla dzieci. Znikają akcenty odsyłające od razu do charakterystycznego opracowania – nie ma ani chłopca w szaliku, ani gwiazd. Autorka unika prostoty, która była przecież siłą „Małego Księcia” – i przyzwyczajonych do starego typu ilustracji nie może przekonać, przynajmniej w kilku miejscach. Przy kapeluszu i wężu boa siłą rzeczy musi skorzystać z podpowiedzi pierwotnych, ale już przy krajobrazie w finale zamiast stworzyć pejzaż z jednej kreski, buduje egzotyczną scenerię, która trochę przytłacza, a trochę jest niezrozumiała (skoro mowa o pustyni, dlaczego w wersji tej autorki pojawiają się drzewa?). Obrazki w tomiku są czarno-białe i widać w nich chęć dopracowania detali. Nad niektórymi trzeba się zatrzymać (wąż boa połykający dzikie zwierzę przy ogromie szczegółów i niewielkich rozmiarach staje się dziwną miniaturką). Z rozmachem kreuje Aleksandra Kucharska-Cybuch pejzaż pustynny z rozbitym samolotem i dwojgiem maleńkich ludzi, ze ścigającym się na niebie słońcem i księżycem. Czasami sięga po baśniowość, jak w przypadku lisa zastępującego księżyc na niebie. Absurd i karykatura pojawiają się za to na przykład przy wizerunku Geografa. To wszystko ma urzekać i niektórym propozycje tej ilustratorki przypadną do gustu, ale takie szkice powinny zafunkcjonować w książce o większym formacie – i mimo wszystko w kolorze. Wtedy zwracałyby uwagę i uzasadniały sięgnięcie do klasyki.
Poza tym – wiadomo. Po „Małego Księcia” trzeba sięgać, trzeba do tej książki wracać, by wciąż na nowo odkrywać zawarte w niej prawdy. To nie tylko skarbnica cytatów na wiele okazji, ale również arcydzieło literatury, zasłużenie doceniana klasyka, pełna wzruszeń i humoru. Mały Książę pokazuje dorosły świat w krzywym zwierciadle, z bezlitośnie wyostrzanymi nonsensami. Uczy patrzenia na rzeczywistość i wyczula na fałsze. Pod tym względem każda edycja jest dobra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz