Burda, Warszawa 2017.
Moda
Zdaje się, że Natalia Hołownia próbuje wydać wojnę modowemu kiczowi i w zawoalowany sposób skrytykować przedłużane włosy, opaleniznę z solarium, tipsy i błyskotki. Jej książka „Jak być paryżanką w Polsce” to próba udzielenia odbiorczyniom lekcji stylu w zakresie makijażu, strojów i dodatków. Autorka liczy na to, że przykład mieszkanek Paryża zadziała inspirująco i z szaf znikną kreacje ośmieszające ich właścicielki. A że nie chce przyznać się do propagowania umiaru i zwyczajności, sięga po autorytety w dziedzinie stylu. „Paryska” garderoba jest w zasięgu portfela każdej dziewczyny, a nie pozwala na modowe faux-pas.
Pierwsza część książki to przegląd ikon mody pochodzących z Francji lub przynajmniej preferujących styl, jaki Natalia Hołownia promuje w tomie. Skrótowo omawia autorka wybrane elementy stylizacji aktorek lub modelek – później to samo zrobi przy przeglądzie polskich gwiazd hołdujących tej modzie, co będzie okazją do powtórzenia i utrwalenia w czytelniczkach najlepszych inspiracji. Dzięki wskazaniu „sław”, które popierają paryski szyk, może autorka zapewnić sobie uwagę odbiorczyń – i nie szuka już uzasadnień dla kolejnych wyborów. Bo w omawianiu zasad kreacji kieruje się Natalia Hołownia własnymi upodobaniami. Zachwycają ją między innymi pozornie niedbale ułożone włosy. Protestuje przeciwko sztucznym rzęsom i mocnemu makijażowi (co dziwne, smokey eye mieści się w granicach normy i to nie tylko na wieczorne wyjścia). Przekonuje do czerwonej szminki i… zniechęca do siłowni. W stylu francuskim ma się mieścić za to wpadanie do przytulnych lokali na kawę i ciastko, dobra lektura czy buszowanie w second-handach. Autorka omawia kolejne elementy garderoby, które każda paryżanka z zapatrzenia mieć powinna, przekonując, że nadają się na różne okazje. Odsyła do swoich ulubionych sklepów i próbuje powstrzymać pęd do kupowania drogich markowych dodatków. Namawia za to do polowania na okazje, szukania rzeczy używanych i noszenia ich z klasą.
„Jak być paryżanką w Polsce” to prosta lekcja stylu zamknięta przeglądem modnych „paryskich” w duchu miejsc w stolicy. Hołownia kreuje się tu na znawczynię stylu, namawia do wybierania odpowiednich tkanin, sprawdza, co z męskiej szafy paryżanki mogą sobie pożyczać, ocenia i komentuje, podrzucając szereg pomysłów na niedrogie a efektowne stylizacje. Raczej nie przekona tych odbiorczyń, które własny styl już znalazły, mogłaby trafić do nastolatek, gdyby nie fakt, że jej propozycje są zwykle bardzo klasyczne i ugrzecznione. W „Jak być paryżanką w Polsce” opiera się na własnych odczuciach, obserwacjach i gustach – tyle tylko, że odwołuje się do gwiazd, żeby uzasadnić własne propozycje. Tom jest wypełniony zdjęciami, które mogą przekonywać do kolejnych wyborów – autorka gra tymi środkami, co blogerki modowe, żeby wytrzymać konkurencję i porównania z nimi. Ciekawsze natomiast okazują się ilustracje Anny Halarewicz – to grafiki, które najbardziej obudzą tęsknotę za paryskim wdziękiem.
Nie jest to publikacja przesadnie rozbudowana – ot, drobny poradnik dla niezdecydowanych, zestaw wskazówek usilnie uzasadnianych francuskimi trendami, na tyle uniwersalnych, że autorka nie musi się bać o szybką utratę pozycji na rynku. Stawia bowiem na ponadczasowość i elegancję, a to sprawdza się niezależnie od aktualnych trendów, a nawet wieku odbiorczyń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz