Prószyński i S-ka, Warszawa 2017.
Rozstanie
Pierwszy tom był czytelnym sygnałem wejścia w bestsellerowy świat bohaterek czytadeł: rozstanie z mężem, zawalenie się wszelkich planów, nieoczekiwany spadek, schronienie z dala od cywilizacyjnego pośpiechu i szansa na nową miłość – Izabella Frączyk, rozpoczynając cykl Stajnia w Pieńkach, skorzystała z przetartych szlaków i poczytnych scenariuszy, a wygrała walkę o uwagę odbiorczyń dobrym stylem pisania, narracją wyrobioną w kolejnych optymistycznych obyczajówkach. Tom drugi był kwintesencją słodkości i spełniania marzeń – w Pieńkach powstało istne Eldorado dla Magdy, każda jej kolejna decyzja stawała się niemal żyłą złota, wystarczyło tylko zdobyć się na odwagę i działać bez wielkich analiz. Trzeci, i jak się okazuje, ostatni tom serii wydaje się już najbardziej wydumany – jakby autorka zmęczona schematami próbowała zaproponować coś na siłę oryginalnego i odmiennego od dotychczasowych rozwiązań ze stadniny. Musi tu rozwiązać różne problemy, od kwestii niechcianego dziecka Alicji po nowy związek Magdy. Dla odmiany zsyła na Pieńki szereg kataklizmów tak, by Magda, która wcześniej wiele od losu dostała, teraz dużo straciła – to test, czy bohaterka rzeczywiście jest tak silna, jak jej się wydawało i czy zasłużyła na bezinteresowną pomoc innych. „Jedną nogą w niebie” to zbiór pułapek i utrudnień, ale też prób dotarcia do najlepszych możliwych wyborów.
Na otwarcie tej części historii Magda ma wszystko. Były mąż ostatecznie zniknął z horyzontu i prawie się tu o nim nie wspomina. Sąsiad i kochanek ma śmiałe plany rozwijania obu biznesów. Stadnina prosperuje coraz lepiej, tak, że Magda rozgląda się za nowymi pracownikami. Bez przerwy ktoś dostarcza kolejne zwierzęta – co dla właścicielki obiektu jest szansą na zainteresowanie ofertą edukacyjną kolejnych szkół. Magda wszystko dostaje, przez moment to jeszcze kontynuacja fortuny z drugiego tomu. A gdy autorka sama zaczyna dostrzegać baśniową żyłę złota, zmienia front i postanawia bohaterkę ciężko doświadczyć. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to wpadanie ze skrajności w skrajność. I – oczywiście – przewidywalne happy endy dla poszczególnych postaci. Izabella Frączyk chce za wszelką cenę doprowadzić do sytuacji sielanki tak, żeby czytelniczki nie miały wątpliwości co do przyszłego szczęścia postaci, już poza powieściowym cyklem. Kiedy uda się już uporać ze zmartwieniami – to tak, żeby nigdy nie wróciły, ani one, ani ich echa. Fakt, że bierze się to z konwencji – ale jednak tu króluje przesada, zupełnie niepotrzebnie. Może gdyby autorka nie żegnała się już z postaciami, miałaby szansę spokojnie (i bardziej w rytmie tasiemcowego serialu obyczajowego) rozwijać opowieść i nie wpadałaby tak często w fabularne koleiny.
O ile w powieści w ramach akcji jest trochę niedociągnięć czy przypochlebiania się masowej publiczności, o tyle samą narracją Izabella Frączyk sporo wynagradza. Ta autorka pisze dobrze, ma mocną pozycję na rynku obyczajówek dla pań, nie popełnia najczęstszych błędów autorek czytadeł. Wie, jak sterować emocjami czytelniczek, umie też relacjonować zawartość poprzednich tomów tak, by nie zirytować fanek serii. „Jedną nogą w niebie” od strony warsztatowej jest książką dopracowaną – dlatego szkoda tych fabularnych uproszczeń, które przecież mają wpływ na brzmienie całości. Rozstanie ze stajnią w Pieńkach budzi chyba najwięcej wątpliwości z całej serii, ale tak bywa przy opuszczaniu raju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz