Marginesy, Warszawa 2017.
Ćwiczenia z dzieciństwa
Dzienniki kreatywne najpierw trafiły do literatury czwartej, a stamtąd rozpoczęły zwycięski pochód na inne rynki, absorbując nawet dorosłych. O ile w przypadku małych odbiorców to porady z cyklu jak zabić nudę oraz jak uruchomić kreatywność, o tyle u dorosłych uzasadnienie twórczych działań musi być lepiej przygotowane. Chodzi w końcu o zmuszanie do raczej nietypowych w tym wieku reakcji, działanie może i relaksujące, ale kojarzone też z kolejnym obowiązkiem, w dodatku niebezpiecznie zbliżającym na powrót do świata szkoły i infantylizmu maluchów. Wystarczy jednak odpowiednio sprofilować publikację, by cieszyła się zasłużonym powodzeniem i stała się w pewnych kręgach modna, nadawała się też na prezent. Były już zeszyty dla tych, którzy nudzą się w biurze – teraz Shannon Cullen zwraca się do świeżo upieczonych rodziców, tych, którzy mają dość niespodzianek ze strony niemowlaków i potrzebują odskoczni od codzienności, żeby nie oszaleć. Wprawdzie większość młodych matek wolałaby raczej wolną chwilę poświęcić na odespanie, a nie na rysunki i uzupełnianie zadań – ale tom „Jestem wrakiem, to jest mój dziennik” może też stać się nietypowym sposobem ekspresji, a przy odpowiednim traktowaniu również ciekawą pamiątką. Odstresowującą, bo wiele zadań wywoła w pierwszej kolejności śmiech, a dopiero później refleksję nad macierzyństwem i zmianami w sposobie myślenia.
Cullen zdane sobie sprawę z potrzeb i możliwości „wyprutych” rodziców. Wie, że mogą tęsknić za snem i imprezami, że młode matki chciałyby się czasem zrelaksować przy winie lub wziąć długą kąpiel zamiast błyskawicznego prysznica. Zna załamanie związane ze zmienianiem pieluch i odrzucaniem przez dziecko kolejnych słoiczków, wie też, że nie da się w spokoju wypić kawy lub herbaty. Wszystkie te stereotypowe motywy wplata w kolejne ćwiczenia, budząc radość odbiorców. Zmusza do zastanowienia nad ulubionymi a zarzuconymi rozrywkami, drwi sobie z porażek i codziennych kłopotów. Pozwala przyznawać sobie nagrody, spisywać marzenia lub powody irytacji, szuka tematów krzepiących lub tych, które można już tylko wyśmiać dzięki złośliwościom i ironii. Zachęca do upamiętniania kolejnych etapów życia malucha czy zmieniających się pór roku – są tu miejsca na kosmyk włosów dziecka, odbicie stópki lub talerz na posmarowanie go pierwszym posiłkiem. To tom, przez który rodzice – wykończeni nowymi obowiązkami – mogą się poczuć beztrosko i zachowywać jak niesforne kilkulatki. Ta publikacja będzie miejscami niszczona lub nieodwracalnie zmieniana, to jak zeszyt ćwiczeń, tyle tylko, że za pominięcie go lub nieuzupełnienie nic nie grozi. „Używaj, jak chcesz” – to dewiza. Kolejne strony przypominają o radości nieskrępowanego tworzenia. Czasami pojawiają się tutaj zatrważająco celne cytaty na temat posiadania potomstwa – zwykle wszystko: i spostrzeżenia, i zadania dla czytelników-użytkowników podporządkowane jest żartom z macierzyństwa. Ów żart to pocieszenie dla rodziców, próba znalezienia jasnych stron zmęczenia. Odbiorcy tego tomu, jeśli podejmą wyzwanie, będą czerpać radość z rozmaitych pomysłów. Kreatywność nie jest wyłącznie zarezerwowana dla użytkowników książki, wiąże się również z pracą twórczą autorki. Dzięki jej pomysłom wszyscy będą dobrze się bawić. Kreatywny dziennik dla rodziców to szansa na odreagowanie, czy zrzucenie z siebie frustracji, zmęczenia i zniechęcenia. To humor jest podstawową siłą sprawczą tego tomu i uzasadnieniem jego istnienia. Zapewni dorosłym rozrywki iście dziecięce, co w tym wypadku może mieć dodatkowy sens. Dziennik kreatywny dla rodziców to oczywiście również gadżet, idealny prezent dla młodych matek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz