Nasza Księgarnia, Warszawa 2017.
Podróże po świecie
Najpierw trzeba było szukać niebieskiej marchewki, teraz to smok, który – zwolniony z obowiązku pilnowania księżniczki – wybiera się w podróż dookoła świata. Zamierza zobaczyć jak najwięcej, dowiedzieć się czegoś… ale naprawdę zależy mu na jednym: pragnie znaleźć smoczycę, miłość życia. To w poszukiwaniu smoczycy przemierza kontynentu, reszta odbywa się niejako przy okazji. A to oznacza zabawę dla małych odbiorców. „W poszukiwaniu czerwonego smoka”, kolejna wielkoformatowa książka-wyszukiwanka pełna jest humoru i nasyconych detalami kolorowych obrazków przetykanych relacją bohatera. Smok postanawia z każdego kontynentu wysyłać pocztówki. Tu nie ma jednak ukłonu w stronę sztuki epistolarnej: teksty są dłuższe niż to, co zmieści się na kartce pocztowej. Zajmują zwykle niecałą stronę i przesycone są wariacjami na temat wiadomości „kulturowych” z danego obszaru (jedna z postaci mitologii nordyckiej jest jak walnięta młotem, jest ktoś w czerwonym kapturku, kogo śledzi pies albo wilk…). Zabaw intertekstualnych znajdzie się tu wiele i naprawdę trudno się spodziewać, by dzieci wszystkie odczytały, nawet z pomocą rodziców będzie to żmudne zadanie. Jedyne wyjście, by poznać zawoalowane informacje i docenić komizm autorskich dowcipów, to przeprowadzać równoległe poszukiwania zwyczajnych danych na temat poszczególnych miejsc. Można też potraktować relację autora jak zwykłą bajkę i nie przywiązywać większej wagi do tego, co opowiada – koncentrować się jedynie na powodzeniu misji, czyli na poszukiwaniu smoczycy (i smoka na obrazkach). Dla maluchów w zasadzie sam motyw miłości pchającej bohatera do wielkich czynów może być niezrozumiały, a w każdym razie nie do końca – ale nie na śledzeniu „fabuły” rzecz polega. „W poszukiwaniu czerwonego smoka” to zestaw wyszukiwankowych zadań. Nie trzeba nawet tłumaczyć kilkulatkom, że mają na każdym rysunku – rozkładówkowym czy mniejszym – wskazać bajkowego przewodnika. Wydawałoby się, że czerwony smok szybciej rzuci się w oczy niż niebieska marchewka – a jednak twórcy tomiku szykują dla dzieci sporo wyzwań i pułapek. Smok nie zawsze prezentuje się w całej okazałości i bywa, że tylko wystawia pysk zza okna lub korzysta z lokalnych atrakcji. Bardzo chętnie się przebiera – a regionalne stroje to kolejny rodzaj kamuflażu, przez który czerwony smok nie rzuca się w oczy. I nie pomaga nawet zmiana środowiska, bo i w oceanie bohatera można sprytnie ukryć. Tomik dostarczy więc maluchom sporo radości.
Ta publikacja jest nieco prostsza niż „W poszukiwaniu niebieskiej marchewki”, jeśli pominie się warstwę tekstową, drugorzędną wobec grafiki – nadaje się dla młodszych dzieci. Zwłaszcza że tu bohaterami zasiedlającymi kolejne tereny są zwierzęta. Poza smokiem na stronach znajduje się mnóstwo zajętych swoimi sprawami dalszoplanowych bohaterów, ale też symboli, pomników, totemów, bóstw (albo wariacji na temat lokalnych zwyczajów). Wszystko to ma wymiar satyryczny, mimo że będzie trudne do wyłapania przez małych odbiorców. Jeżeli jednak w poszukiwania czerwonego smoka zaangażują się wszyscy członkowie rodziny (bo można oglądanie potraktować jako punkt wyjścia do małej rywalizacji), starsi docenią te zabawy. Nasza Księgarnia wprowadza na rynek kolejną wyszukiwankę i udowadnia, że picture booki nadają się nie tylko dla najmłodszych – i nie tylko do banalnych opowiastek o codzienności zbliżonej do normalności dzieci. Frédéric Bagères i Maud Lienard zapewniają kilkulatkom zajęcie i sporo oglądania, bo przecież znalezienie smoka to nie wszystko, można jeszcze sprawdzać, co robią inni bohaterowie – a i tu bywa zabawnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz