Rebis, Poznań 2017.
Zmysły
Zainspirowana holenderskim malarstwem Deborah Moggach przenosi czytelników w przeszłość pełną namiętności zapożyczonych zresztą częściowo z dzisiejszych oczekiwań odbiorczyń. Zaczyna się od pozowania do rodzinnego portretu. Sophia to młoda kobieta, która poślubiła o wiele starszego od siebie bogatego mężczyznę. Cornelius jest dobrym człowiekiem, bardzo chciałby doczekać się potomka, zwłaszcza że poprzednią rodzinę stracił. Rozpieszcza Sophię i zawsze bierze pod uwagę jej zdanie. Pewnego dnia zaprasza do domu malarza, by ten stworzył rodzinną pamiątkę. Niby nic, pozowanie jest żmudne i męczące, a jednak między Sophią i Janem nawiązuje się nić porozumienia. Wybucha gwałtowny romans, wypełniony potajemnymi schadzkami, oszustwami i całkowicie pozbawiony wyrzutów sumienia. Sophia zupełnie nie zastanawia się nad odczuciami małżonka, odkrywa za to w sobie coraz większą niechęć do niego. Razem z Janem opracowuje śmiały plan ucieczki oparty o tulipanową gorączkę, jaka zaczyna ogarniać kraj. Działa bezrefleksyjnie, a jej postępowanie może wpłynąć również na innych, niekoniecznie wtajemniczonych w sekret. Zwraca tu uwagę zwłaszcza postawa służącej Marii – to bohaterka żywcem przeniesiona w przeszłość z dzisiejszych czasów, żadne przyjacielskie relacje czy przywiązanie nie mogłyby do tego stopnia zmienić mentalności postaci z XVII wieku. Ale współczesne uczucia są wystarczającym bodźcem do konstruowania świata w dowolny sposób.
„Tulipanowa gorączka” to rzecz ograniczona do miłosnych perypetii u dwóch kobiet. Sophia, żona bogatego starszego kupca, jest już uwięziona w małżeństwie z rozsądku. Maria, jej powiernica i służąca, znajduje miłość życia: przyjmuje oświadczyny ukochanego i czuje się najszczęśliwszą istotą pod słońcem. Intrygi Sophii wpływają na egzystencję i dalsze wybory życiowe obu kobiet. Są tu sceny, które trudno byłoby sobie wyobrazić i poza światem powieściowym (oszukiwanie męża w kwestii ciąży), są i takie, które czynią postać jednak bardziej prawdopodobną. I tak najbardziej liczy się namiętność, zrozumiała pod różnymi szerokościami geograficznymi i niezależna od czasów. Moggach od początku stawia na zmysłowość, nawet w pierwszej scenie, w której Sophie obserwuje kawałek pora w brodzie męża. Nastawienie na zmysły jest silne w całej narracji, bohaterki koncentrują się na doznaniach i zastępują nimi bardziej rozbudowaną akcję. Najważniejsze jest pożądanie – obok niego tęsknota. Z czasem przenosi się to również na elementy tulipanowej gorączki, która jednak nie stanie się celem samym w sobie, pozostanie na drugim planie opowieści.
Moggach pisze bardzo krótkie rozdziały – bo na dłuższe nie pozwala jej w tym przypadku tematyka i zawężanie opowieści do kilku bohaterów. Kolejne części opowieści dotyczą różnych postaci. Żeby nieco rozrzedzić sceny namiętności, autorka wprowadza dodatkowe sylwetki z tła: uczeń malarza czy wybranek Marii to mężczyźni będący przeszkodą w drodze do szczęścia, ale nie na tyle poważną, by powstrzymać Sophię. Zmiany bohaterów urozmaicają tę historię, pozbawiają ją jednolitego charakteru i równocześnie odbierają wrażenie schematyczności. Autorka wie, jak wykorzystać dzisiejsze mody literackie. Docenić można też u niej stałe nawiązywanie do dzieł malarstwa, inspirowanie się sztuką i samą synestezyjną narrację. Tej akurat powieści w promocji pomoże machina filmowa – ale „Tulipanowa gorączka” ze względu na zmysłowość znajdzie swoje fanki bez problemu. To powieść, która pokazuje pożądanie w piękny sposób.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz