Prószyński i S-ka, Warszawa 2017.
Poznawanie siebie
Agnieszka Osiecka jako nastolatka jest w swoich dziennikach – jak każda nastolatka zresztą – rozbrajająco szczera, a przy tym bardzo naiwna. W 1953 roku studiuje dziennikarstwo, ma siedemnaście lat i w takim samym stopniu przeżywa własne nadzieje na wielką miłość, co kłótnie rodziców. Wszystko dokładnie odnotowuje – łącznie z błahymi konfliktami w gronie kolegów. Zwierza się dziennikowi z sympatii i antypatii, szuka dla siebie najlepszych rozwiązań. Jeszcze nie wie, że będzie pisać – ale w dzienniku stara się szlifować styl, sama sobie wyśmiewa nieudane metafory. Zwraca baczną uwagę na ludzi – to ludzie i związane z nimi emocje wiodą tu prym. Od czasu do czasu jest też mowa o teatrze. Agnieszka Osiecka chodzi na te przedstawienia, na które uda się zdobyć bilety, co nie zawsze jest łatwym zadaniem. Jednak kiedy już obejrzy sztukę, stara się bardzo dokładnie zanotować jej treść. Szuka lektur, które pogłębią jej wiedzę w tym zakresie i pracuje nad sobą. Dodatkowo uczy tych kolegów, którzy mają trudności z przyswajaniem faktów. Pod koniec tej części dzienników mocno przeżywa wyrzucenie z ZMP. Bo tym razem świat polityki i nastrojów społecznych wkracza do zapisków coraz odważniej – Osiecka zajmuje się nie tylko własnymi przemyśleniami i rozważaniami o chłopcach, czasami analizuje też to, co dzieje się wokół. Na razie jeszcze są to komentarze dość infantylne, ale nie sposób odmówić im wartości. Zdarza się też młodej Agnieszce Osieckiej popaść w zadumę i zacząć filozofować na kartach dziennika. Najskrytsze przeżycia bohaterka zapisuje w obcych językach (po niemiecku albo po francusku), żeby notatki były trudniejsze do rozszyfrowania przez niepożądanych czy przypadkowych odbiorców. Autorka pozostaje również wrażliwa na poezję, wprowadza do zapisków cytaty (także w oryginale). Mnóstwo czasu i energii poświęca sprawom obyczajowym, to wynurzenia na temat relacji w grupie czy zachowań.
Tomy „dzienników” (starannie zaznaczane) przerywa tu brudnopis – zeszyt pełen dialogów prowadzonych na zajęciach, zresztą czasami do zapisków wkraczają również notatki czy skrypty. Osiecka traktuje diariusz jako możliwość kształtowania pisarskiego stylu, ale też jak powiernika, sposób na uporządkowanie wrażeń. Po pewnym czasie wraca do swoich uwag, czyta, wprowadza osobne komentarze, podkreślenia i poprawki – w pełnej edycji „Dzienników” rozmaite edytorskie zabiegi są odpowiednio zaznaczane dla odbiorców, redaktorka znalazła sposób na unikanie czy zminimalizowanie chaosu. Nie bagatelizuje drobiazgów: klamry, strzałki, podkreślenia, pamiątki w postaci zasuszonych zapisanych liśći – wszystko się tu pojawia. Co ciekawsze strony funkcjonują jako dodatkowy graficzny ozdobnik, podobnie jak zdjęcia z czasów dotyczących tomu dziennika.
Czytelnicy otrzymują również zestaw przypisowych komentarzy, na początku bardzo rozbudowanych – przy prezentowaniu kolejnych postaci redaktorka tomu odwołuje się do opinii Osieckiej z innych publikacji, rozszerza więc zakres notatek i ułatwia zadanie odbiorcom. Bywa, że niepotrzebnie po raz kolejny wprowadza biogramy z poprzednich tomów, chociaż być może zakłada, że do „Dzienników 1953” zajrzą nie tylko fani Osieckiej, ale i ciekawi obyczajowości epoki. „Dzienniki 1953” to powolne dojrzewanie Agnieszki Osieckiej do świadomego tworzenia – ale i odkrywanie samej siebie, własnej wrażliwości, uczuć oraz tęsknot. To publikacja, w której równie wiele jak z tekstu, wyczytać można między wierszami. Pozwala lepiej poznać Agnieszkę Osiecką, stanowi uzupełnienie jej biografii, tym cenniejsze, że nieformalne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz