Czytelnik, Warszawa 2017.
Życie na obczyźnie
Sándor Márai to autor, którego dzienniki czyta się znakomicie ze względu na wpisane w notatki nastawienie na czytelnika. Drugi – z zaplanowanych pięciu – wybór zapisków obejmuje czas od 1949 do 1956 roku i jest między innymi opowieścią o losie na emigracji. Twórca zajmuje się codziennością, ale w większej części przefiltrowaną przez myśl humanistyczną. To znaczy, że stosunkowo rzadko odnotowywać będzie własne spotkania czy wyjścia (za to rejestruje odrobinę szkolnych doświadczeń syna i jego uwag na temat życia w obcym kraju). Sándor Márai skupia się natomiast na rozwoju kulturalnym: od czasu do czasu odwołuje się do własnej twórczości, dodaje drobne przypisy do wierszy i powieści. Sporo miejsca poświęca swoim lekturom, rejestruje celne spostrzeżenia na temat czytania jako takiego. Wyjście od takiego wzbogacania wyobraźni prowadzi autora do refleksji filozoficznych. Zwłaszcza przemijanie wydaje mu się kuszącym zagadnieniem – do egzystencjalnych westchnień często skłaniają go rocznice. Nigdy nie zapomina o dwóch datach: urodzinach matki i śmierci syna. Tych nie opatruje komentarzami, po prostu zaznacza w kalendarzu. Zresztą daty dzienne pojawiają się tutaj rzadko – nie są zbyt potrzebne w refleksjach natury ogólnej i tylko rozbijałyby wywód – jako przejścia między zagadnieniami wystarczą rozdzielane dodatkową interlinią akapity – to czytelny sygnał do zmiany motywu. Sándor Márai dzieli się z odbiorcami tym, co według niego wartościowe i warte zachowania. Potrafi snuć rozważania, wywodząc je z drobiazgów. Uczy spokoju i pogodzenia się z losem.
Dziennik został opracowany tak, by był wygodny w lekturze dla zwykłych czytelników. Nie ma tu rozbudowanych i szczegółowych przypisów ani czynników, które odwracałyby uwagę od rytmu przemyśleń. Odbiorcom rzadko kiedy potrzebny będzie kontekst zapisków. Sam autor odnotowuje w dzienniku ważne wydarzenia społeczne i polityczne, pokazuje też, jak organizuje sobie życie w obcym kraju (na początku przedstawia Włochy, potem też Amerykę). Wspomina o rodzinie i samopoczuciu, ale z reguły zaprzątają go sprawy ważniejsze niż jednostkowe doświadczenia. W dzienniku nie zajmuje się błahostkami, każdemu tematowi nadaje odpowiednią rangę. Do tego bardzo pasuje rytm przemyślanych, pełnowartościowych akapitów. Tutaj nie będzie chaosu myśli ani przypadkowości w notatkach, spora w tym rola wyboru, zapewne – ale też Sándor Márai nie pisze dziennika dla uporządkowania wydarzeń z codzienności – a dla opracowania refleksji. W ciągu kilku lat nie zmienia diametralnie poglądów, pokazuje za to, jak płynie życie – i jak emigracją wewnętrzną zwalczać troski życia w obcym kraju.
Jest to lektura nie tylko dla fanów pisarza czy – gatunku. Sporo w książce myśli o charakterze aforystycznym, cytatów, które chce się zachować w pamięci, bo trafnie określają podejmowany temat. Sándor Márai w dzienniku daje się również poznać jako twórca świadomy. Diariusz może mu służyć do ćwiczenia warsztatu, do wprawek literackich. Takie podejście przenosi się potem na odbiór – autor potrafi do siebie przekonać samym spojrzeniem na otoczenie. Inaczej niż w przypadku wielu dzienników, tutaj nie spotyka się urywanych fraz, niedokończonych pomysłów czy niedopracowania. Wybór (bez zaznaczania redaktorskich ingerencji – to nie jest potrzebne zwykłym odbiorcom) sporo ułatwia – pozwala rzeczywiście zaakcentować to, co warte uwagi. Przy tym nie zaburza konwencji – w pojedynczych akapitach autor może sobie snuć rozważania zgodne z aktualnym stanem ducha czy przeżyciami, bez ograniczeń. A jednak wybiera precyzję i skondensowane zapiski, dzieląc się z czytelnikami – od początku zaplanowanymi – celnymi frazami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz