Prószyński i S-ka, Warszawa 2017.
Zwierzenie
Wiera Gran jak mało która gwiazda dwudziestolecia międzywojennego zasługuje na miano postaci tragicznej. Wielką karierę przerwała jej wojna, artystka zmuszana do występowania dla wroga doczekała się oskarżeń o kolaborację i przez całe późniejsze życie walczyła o oczyszczenie się z zarzutów – ale nawet dziennikarskie śledztwo przeprowadzone przez Joannę Szczęsną po śmierci artystki ani biografia Agaty Tuszyńskiej nie pozwoliły Wierze Gran odzyskać należnego jej miejsca w sercach i pamięci odbiorców. Remigiusz Grzela, kiedy odnalazł Wierę Gran, spotkał kobietę złamaną i przegraną, cierpiącą na ataki manii prześladowczej, starszą panią, samotną i pozbawioną radości życia. W powieści z kluczem „Bądź moim Bogiem” zdaje relację z własnego na pół zawodowego śledztwa i szuka środków wyrazu odpowiednich do silnych przeżyć. Musi przy tym postępować ostrożnie, żeby nie zawieść zaufania pieśniarki. W 2007 roku, kiedy „Bądź moim Bogiem” ujrzało światło dzienne, Wiera Gran żyła, a autor zaprezentował jej fragmenty historii. Teraz tom wraca na rynek o wiele bardziej świadomych w sprawie Wiery Gran odbiorców – i trochę w oparciu o modę na gwiazdy dwudziestolecia.
Cała ta powieść przypomina nieoszlifowane kulisy śledztwa dziennikarza. Bohater tomu przypadkiem spotyka pewną kobietę, której kilka dekad wcześniej nie umiał znaleźć jego ojciec. To tylko jeden wątek w relacji, bo i sama Vera dostarcza szeregu ważnych przesłań. Przy niej pojawi się Lola, fantastyczna drag queen czy Martha, sąsiadka i świadek niewyobrażalnej samotności bohaterki. Dziennikarz z tej powieści robi wszystko, by poznać historię zanim będzie za późno: dostrzega w tajemnicach z przeszłości materiał na reportaż. Ale zamiast reportażu odsłania kulisy pracy, to, co dla niego nie do końca zrozumiałe. Przez pisanie nie stanie się jaśniejsze, ale autor będzie mógł dać upust rozgoryczeniu i smutkowi. Obserwuje bowiem największą samotność i sytuację, w której nikt nie da rady pomóc. Nawet jeśli spróbuje ożywić wspomnienia i oddać Verze głos, nie ma szansy na przywrócenie jej pogody ducha. Kobieta w „Bądź moim Bogiem” rozpaczliwie pragnie oczyścić się z zarzutów. W cytowanych bezpośrednio wspomnieniach powraca do najtrudniejszych momentów, pokazuje, jak to, co stało się kiedyś i dla obecnej rzeczywistości nie ma znaczenia, rozbudza demony w bezbronnej postaci. Vera przedstawia własną dramatyczną historię.
Remigiusz Grzela stawia w narracji na enigmatyczność, dba o to, żeby prawdziwe osoby można było rozszyfrować dzięki wplatanym w tekst wskazówkom – ale przy tych zabawach twórczych zapomina dać czytelnikom podstawy odczuć swojego bohatera. Dla autora jest jasne, dlaczego jego postać reaguje w konkretny – i niezbyt szablonowy – sposób. Dla odbiorców jednak motywacje będą nieoczywiste, a trudno za każdym razem je odgadywać. Przydałoby się bardziej skupić na akcji – tę jednak Grzela odsuwa, prowadząc od spotkania do spotkania. Zapośrednicza emocje i przez to „Bądź moim Bogiem” staje się lekturowym wyzwaniem. Grzela definiuje i określa stany czy reakcje dziennikarza – ale nie chce do nich przekonywać. Za to w bezpośrednich wypowiedziach Very akcentuje potęgę przeszłości. Przed tym, co się stało, nie ma już ucieczki. Trauma odzwierciedla się również w konstrukcji poszczególnych fraz. „Bądź moim Bogiem” to dobry przypis do sytuacji Wiery Gran i opowieść o niemożności wyrażania krzywdy. Remigiusz Grzela zwyczajnie nie chce, żeby ta powieść była dla czytelników wygodna czy bezpieczna – odsuwa przyjemności na czas rozliczeń. Pisze książkę pełną goryczy i przepuszcza przez bezradność – nawet walka o pamięć i dobre imię Very już nie pomoże. Nic nie przywróci spokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz