Nasza Księgarnia, Warszawa 2017.
Na balu
„Kopciuszka” w wersji za Perraultem, a nie za braćmi Grimm prezentuje Gabriela Mistral. Zwykli odbiorcy może by i odgadli proweniencję, ale nie muszą się wysilać i szukać odstępstw od najbardziej spopularyzowanych wersji – Manuel Pena Munoz objaśnia tego typu szczegóły w komentarzu krytycznym. Bo seria znanych baśni przypominanych, czy jeszcze raz opowiedzianych przez Gabrielę Mistral kierowana jest w tym samym stopniu do dzieci , co i do dorosłych. Szczególnie natomiast zainteresuje badaczy literatury.
W „Kopciuszku” starszej wersji bal pojawia się dwa razy – pierwszej nocy bohaterka po prostu znika bez śladu, pantofelek gubi dopiero za drugą bytnością na tańcach – kiedy już może być pewna uczucia księcia. Cała fabuła nie różni się zbytnio od tej popularyzowanej, za to w komentarzu krytycznym podkreśla się specyfikę odmalowywanej scenerii. Dobrze, że posłowie istnieje, inaczej część odbiorców w ogóle nie zwróciłaby uwagi na pewne zabiegi czy rozwiązania. Krystyna Rodowska w tłumaczeniu też stara się eksponować omawiane partie (z rzadka przyznaje się do poważniejszych modyfikacji tekstu). Bywa jednak, że intencje autorki i tłumaczki nieco się rozmijają – w posłowiu czytamy między innymi o rezygnacji z infantylizowania tekstów przez zdrobnienia, tymczasem Rodowska raz po raz przywołuje chmurki, szczurki czy stópki. Osobnym tematem są tu intertekstualia – u Gabrieli Mistral (a i w samym przekładzie) widnieją na przykład nawiązania do motywów z chrześcijaństwa, nieczytelne przy bajkowym streszczaniu fabuły i wręcz gubione przy kolejnych dziecięcych adaptacjach. Tak klasyczna baśń otwiera się na nowe interpretacje, zaczyna mienić się znaczeniami do odczytania przez dorosłych – komplikacjami nie w zakresie biegu wydarzeń, a przy tworzeniu kolorytu lokalnego.
W wypadku „Kopciuszka” Krystyna Rodowska szykuje odbiorcom zaskoczenie. Oto utrzymany zostaje w miarę stały rytm i wyraźny podział na wersy (ośmiozgłoskowe), za to bajka pozbawiona jest rymów. Czasami tylko – i raczej przypadkowo, dzięki zbieżności brzmieniowej synonimów używanych w tłumaczeniu – pojawiają się echowe podobieństwa. Nie są one konieczne i nawet lepiej byłoby w całości zrezygnować z rymów – niż zdawać się na los – ale prawdopodobnie chciała Krystyna Rodowska zachować jak najbardziej wierny oryginałowi przekład i sama nie szukała stylistycznych ozdobników.
Ze względu zatem na warstwę stylistyczną i dodatki, na które nie zwracają uwagi twórcy kioskowych adaptacji, staje się „Kopciuszek” w ujęciu Gabrieli Mistral cennym przypomnieniem literackiej tradycji. Ta autorka pisze z poszanowaniem międzytekstowych skojarzeń, ale czasami nadaje historiom rys wewnątrzkulturowy (tu nawiązania do kultury latynoamerykańskiej) – czytanie znanej przecież wszystkim historii będzie zatem polegać na wyłapywaniu detali, oryginalnych i nasyconych znaczeniami.
Bernadita Ojeda grafikami wpisuje się w założenia cyklu i w podwojone przeznaczenie tomików. Nie infantylizuje rysunków, utrzymuje je w zgaszonej i ciemnej tonacji, gra ostrą satyrą przy wizerunkach złych sióstr i macochy. Indywidualny rys nadaje bohaterkom przez włosy, za to piękno i strojność balowych kreacji sygnalizuje przez misterne desenie. Także i w warstwie ilustracji – choć nikt jej nie opowiada w posłowiu – znajdą się wiele mówiące scenki i warte interpretowania szczegóły. „Kopciuszek” opowiedziany przed wiekiem przez chilijską noblistkę to powód, dla którego trzeba się przyjrzeć serii. Gabriela Mistral ma bowiem do opowiedzenia coś więcej niż tylko fabułę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz