Rebis, Poznań 2017.
Kryzysy
Nina już prawie poukładała sobie życie. Czuje się dobrze, dzieci są szczęśliwe, a do domu wprowadził się Olaf. Pewnie, że nikt nie zastąpi jej Bartka i Jaśka – ale kobieta musi nauczyć się żyć normalnie. „Nina” to czwarta część historii i szybko okazuje się, że autorka, Nina Majewska-Brown, nie zamierza swojej bohaterki rozpieszczać. A że szczególnie upodobała sobie odmalowywanie toksycznych relacji międzyludzkich, i tutaj szuka okazji do przedstawiania złośliwości, intryg i nieporozumień. Majewska-Brown wyrzuca z relacji dzieci – nie one są potrzebne bohaterce przy kolejnych życiowych komplikacjach. Spędzają wakacje z dala od domu, Nina za to o beztrosce może tylko pomarzyć. Jej była teściowa, pani Aleksandra, porzucona przez męża i odrzucona przez drugiego syna, staje się częstym gościem w domu Niny – a nigdy nie przychodzi z dobrym słowem, jedynie z wymaganiami lub pretensjami. Wymyśla też dość szokujący sposób zwrócenia na siebie uwagi. Chociaż sama eksteściowa wystarczyłaby do zatrucia codzienności, na horyzoncie pojawiają się jeszcze rodzice Olafa. Matka pełna dobrych chęci próbuje pomagać w domu: bez pytania, a z czasem i wbrew zakazom, porządkuje wszystko po swojemu. Obraża się, gdy słyszy krytyczne uwagi czy choćby próby powstrzymania gospodarskich zapędów, ale dalej robi, co sobie zaplanowała. Przy rozgardiaszu nietrudno przeoczyć pewne – bardzo oczywiste – przesłanki.
„Nina” to mniej nawet powieść, a bardziej – zestaw portretów i karykatur. Bohaterka na każdym kroku styka się z nowym wyzwaniem, a wszystkie wymagają zdecydowania, ale i delikatności. Zabiegi dyplomatyczne rzadko odnoszą skutek, a Nina jest zbyt dobrze wychowana – i zbyt empatyczna – żeby trzasnąć drzwiami czy wyjaśnić sytuację raz a dobrze. Wplątuje się więc w problemy w domu i ledwo co odnotowuje komplikacje w pracy. Dowiaduje się, jak ważne jest dokładne poznanie drugiej osoby – ze wszystkimi jej marzeniami i ambicjami, ale i wadami – zanim podejmie się jakiekolwiek wiążące decyzje. Autorka bardzo chętnie mnoży niezręczne sytuacje, każe Ninie wydobywać się z niejednych tarapatów, i prywatnych, i zawodowych – na tym opiera się cała relacja. Każde spotkanie to zalążek kłótni, każda rozmowa jest starciem i próbą sił. Nina Majewska-Brown nie ustaje w wymyślaniu coraz to nowych tematów do sporów. Jej bohaterka walczy o normalność – ale już niemal ze wszystkimi.
Przy takim nagromadzeniu przykrości, nieszczęść i wyzwań, „Nina” okazuje się bardzo zgrabnie napisaną powieścią. Autorka wczuwa się w postać, prowadzi komentarze tak, by wydawały się czytelniczkom jak najbardziej naturalne. Jedyna obcesowość to zwracanie się do teściów per teść i teściowa – ale da się to zrozumieć przez charaktery postaci. „Nina” w dużej części polega na słownych przepychankach bohaterów o silnych charakterach. Nie jest to proste i relaksujące czytadło, autorka oddala się od trendów w optymistycznych obyczajówkach – z dobrym skutkiem. Chociaż ilością przykrych przeżyć można by obdzielić wiele osób, to postawa Niny jest krzepiąca i dostarcza mocnych czasami wrażeń (związanych zwłaszcza z reakcjami na jej przyzwoitość). Na razie Nina Majewska-Brown wyobraźni nie traci, a przy tym nie przesładza też opowieści i to jej czytelniczki na pewno docenią. „Nina”, chociaż kolejna w cyklu, prezentuje świeże i dość odważne pomysły – a jeśli stereotypy, to w oryginalnej oprawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz