Egmont, Warszawa 2017.
Egzotyka
Historyjki komiksowe o Tintinie wiążą się przeważnie z wykorzystywaniem stereotypów i szablonów sprowadzonych do absurdu. A skoro sławny detektyw pojawia się w Afryce, można się spodziewać przeglądu egzotycznych zwierząt obok tego, co zawsze – szalonych pościgów, pułapek, walk i starć. jest to również dzisiaj tomik bardzo niepoprawny politycznie: tubylcy z uniżeniem odnoszą się do białych podróżników, żeby przebrać się za małpę, Tintin jedną sztukę ze stada zabija. Historia, która powstała w 1946 roku bardzo różni się od tego, co o Afryce wymyśl się dzisiaj – tu Czarny Ląd rzeczywiście jest dziki – i w żadnym wypadku nie może to być zarzut w stronę twórcy: czyta się „Tintina w Kongo” jako pewne obyczajowe świadectwo.
Kiedy tylko roznosi się wieść o podróży Tintina do Afryki, wszystkie media chcą zaówić u bohatera reportaż. Jednak Tintin ma własne plany. Ktoś chce je mu pokrzyżować, więc detektyw angażuje się w walkę z nieznanym wrogiem. Odwiedza lud Rabarbaru’m i załatwia pokój z wrogim plemieniem, uczy w szkole dla Murzyniątek za namową białego misjonarza, pokonuje mnóstwo dzikich zwierząt i udaremnia spisek przeciwko sobie. Czyli – jak zwykle, sam przeciwko wszystkim, radzi sobie z każdym wyzwaniem, nawet tym najbardziej nieprawdopodobnym. Zaskakująco dobry jest w strzelankach i w odkrywaniu podstępów, demaskuje wrogów, a przy okazji jeszcze pomaga swojemu psu, Milusiowi, bo ten wyjątkowo w tomiku ma pecha i bez przerwy wpada w tarapaty. Potrafi jednak (Miluś) wyjść nawet z brzucha boa dusiciela, więc nie ma takich opresji, w których czytelnicy zaczęliby się o niego bać.
„Tintin w Kongo” dzięki przerobionej na stereotyp egzotyce staje się komiksem bardzo dynamicznym – i tu dynamiki można się spodziewać. Autor bardzo szybko wprowadza kolejne wątki, realizuje je w seriach następujących po sobie kadrów, by za moment przejść do następnego tematu. Tintin stale jest zagrożony: a to pływa wśród rekinów, a to omal nie ginie w paszczy lwa, zostaje związany i zawieszony na drzewie nad rzeką z głodnymi krokodylami, walczy ze słoniem i nosorożcem, ujeżdża bawoły, przechytrza małpę i żyrafy… Komiks staje się okazją do zaprezentowania bogactwa fauny Afryki i robi się przez to naprawdę barwny – do tego stopnia, że „niezręczności” płynące z przemiany kulturowej wywołają tylko uśmiech.
Można przy tym zaznaczyć, że afrykańskie niebezpieczeństwa i sposoby ich omijania budzą śmiech. Brawura Milusia oraz odwaga Tintina w obliczu kolejnych zagrożeń to tematy, obok których nie można przejść obojętnie. Tutaj spora liczba przygód opiera się na śmiechu – żartom pomaga dynamika historii. Wszystko ma tutaj jasno określony cel – to dowcip. Wiele tu trafnych kadrów, wyzwalających czysty śmiech. Autor stawia na dość proste skojarzenia, ale rzadko przewidywalne – zwłaszcza dzisiaj, kiedy zmieniło się podejście do afrykańskich motywów oraz – do polowań. „Tintin w Kongo”, chociaż zawiera sporo wątków kontrowersyjnych, będzie odbiorców cieszyć niekonwencjonalnym dzisiaj podejściem do zagadnień.
Jest to komiks o prostych rysunkach – zdarzają się kadry w ogóle pozbawione detali tła, eksponujące wyłącznie sylwetkę bohatera i jego emocje. Ale też autor może popisywać się satyrycznymi wizerunkami zwierząt (i pomysłowymi przebraniami Tintina podchodzącego do niebezpiecznych stad). Rysunkowo to tomik mieszany – obok obrazków słabych są naprawdę udane zestawienia, ale to cecha właściwa całej serii o Tintinie. „Tintin w Kongo” pokazuje, jak można operować ogranymi tematami, żeby wydobyć z nich żart. Hergé stworzył postać, która przekonuje najmłodszych – a przygodami i działaniami dorównuje bohaterom twórczości sensacyjnej (z odpowiednimi uproszczeniami). Jest to rzadko spotykane połączenie nawet dzisiaj, kiedy gatunki do niedawna zarezerwowane dla literatury „dorosłej” wkraczają na rynek dziecięcy. Tintin staje się również bohaterem popkultury, ikoną i klasyką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz