Egmont, Warszawa 2017.
Słoń na prerii
Cyrk Western robi poważną konkurencję imprezie, na którą wszyscy w okolicy czekali. Cały Fort Coyote przygotowuje się na Rodeo Zilcha – jednak właściciel cyrku niewiele sobie robi z gróźb i ostrzeżeń. Wszystkim chce prezentować swój program. To nic, że jego dzika bestia, lew Nelson, jest ślepy na jedno oko i bez przerwy śpi. Sam słoń wystarczy, żeby przerazić Indian. Cyrk Western nie przejmuje się zatem planowaną imprezą. Ale bogacz Zilch zwany Brylantowym Zębem umie radzić sobie z przeciwnikami. Nawet jeśli miałby grać nieczysto. Wynajmuje płatnego zabójcę, by ten rozprawił się ze słoniem Andy. To początek potyczki, w którą włącza się – po stronie cyrkowców – Lucky Luke. Indianie nie pozostaną na uboczu. A jakby tego było mało, cyrkowe sztuczki mogą przydać się w konkurencjach podczas rodeo. Zderzenie dwóch przeciwstawnych światów – uporządkowanego przez stereotypy Dzikiego Zachodu i chaotycznego cyrku – oznaczać będzie większą niż zwykle porcję śmiechu.
Cyrk Western to szansa na przełamanie rutyny. Nic dziwnego więc, że Jolly Jumper szuka popisowego numeru dla siebie – może zaimponować kolegom koniom. I tak zresztą robi na nich wrażenie – oni przybywają na dźwięk melodyjki wygwizdywanej przez jeźdźca. Kiedy zagwiżdże Jolly Jumper – przybywa Lucky Luke. Takich humorystycznych drobiazgów pojawia się w fabule bardzo dużo, autorzy tym razem mniej koncentrują się na sprawie kryminalnej (bo to w zasadzie tekstowy samograj), bardziej na kilkukadrowych dowcipach, niemal satyrycznych popisach w sam raz dla uważnych czytelników. Mogą oni podglądać treningi cyrkowców i podstępy klaunów, mogą też obserwować bezradność zbyt pewnych siebie wrogów. Zilch jako potentat zbyt pewny siebie zasługuje na nauczki. Lucky Luke tradycyjnie pilnuje porządku – nie pozwoli, żeby Indianie (czy ktokolwiek inny) pokrzyżowali plany jego nowych przyjaciół.
W tomiku „Cyrk Western” twórcy sięgają po rozmaite stereotypowe motywy, które po prostych modyfikacjach funkcjonować będą jako źródło śmiechu. I płatny morderca, i groźny lew, i cyrkowe sztuczki – wszystko nadaje się do zabawy. Podobnie działają mechanizmy automatyzacji: Zilch przy kolejnych potyczkach zawsze traci swój brylantowy ząb i musi go uważnie szukać… dopóki nie pójdzie po rozum do głowy. Jest w tym tomiku dobre tempo, dynamika sprzyjająca śmiechowi, są ciągłe zmiany kontekstu. Twórcy bawią się wyobrażeniami o poszczególnych elementach cyrku – oraz Dzikiego Zachodu. Ponieważ obie te sfery nie mają punktów stycznych, ich połączenie wypada tym ciekawiej dla czytelników. Zapewnia zestaw atrakcji niespodziewanych – jak choćby widok słonia na prerii. Ale tu żarty są starannie przygotowane, nie ma przypadkowości.
Przypomnienie legendarnego komiksu to prezent dla fanów Goscinnego i Morrisa. Nie tylko dzieci mogą cieszyć się przygodami Lucky Luke’a i Jolly Jumpera – wiele tu płaszczyzn zrozumiałych dla starszych odbiorców. Twórcy operują tu schematami, które pasują do konwencji bajki, ale sprawdzają się też jako zabawa kontekstami kulturowymi. W tym komiksie charakterystyczna kreska sprawia, że odbiorcy mogą nie tylko śledzić scenariuszowe pomysły, ale i cieszyć się precyzją oddawania wyostrzanych uczuć. „Cyrk Western” to w dużej mierze również tomik do oglądania, do podziwiania kunsztu rysownika. Wznawianie takich publikacji sprawia, że kolejne pokolenie fanów Lucky Luke’a będzie cieszyć się komiksową klasyką. „Cyrk Western” ze względu na wykorzystywanie różnych tematów jest bardzo dobrą reprezentacją cyklu – zaprasza do dalszej lektury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz