poniedziałek, 17 lipca 2017

Judyta Fibiger: Barbara Hulanicki

Znak, Kraków 2017.

Przełom

Od razu wstrzela Judyta Fibiger czytelników w sytuację Barbary Hulanicki i jej firmy Biba. Nie ma tu czasu ani okazji do wprowadzania rozbudowanych komentarzy- po tę książkę sięgną przede wszystkim zaangażowani w temat, nie ma zatem sensu budować opowieści dla niezorientowanych. Jeśli ktoś spoza modowych fascynatów na tę publikację trafi, dość szybko zrozumie, w czym rzecz – i na czym polegał dramat projektantki. „Barbara Hulanicki” to również książka-gadżet: przygotowana tak, by robiła wrażenie pod względem estetycznym, niemal jak reklama pomysłów bohaterki.

Judyta Fibiger stwierdza, że dla odbiorców równie ważne jak treść wywiadów będą okoliczności ich przeprowadzania – do poszczególnych części tomu dodaje zatem drobne wprowadzenia, nakreśla reakcje Barbary Hulanicki czy szukanie odpowiedniego do rozmowy miejsca. Pozwala to odbiorcom w pewien sposób uczestniczyć w opowieści – zaangażować się w nią i uważnie śledzić relację. Mimo początkowych obaw o kierowanie się wyłącznie do świadomych biegu wydarzeń czytelników, tom stopniowo odsłania przeszłość i pozwala wyrobić sobie zdanie na jej temat.

Tym, co najciekawsze w wypadku Barbary Hulanicki, jest Biba. Na początku marka tworzona przez jedną projektantkę wspieraną przez męża, wystawiana w jednym malutkim sklepiku. Później – szaleństwo: młode dziewczyny otrzymujące za niewielką cenę modne ubrania – zamówienia idące w tysiące sztuk, wykupowanie wszystkiego, co wisi na wieszakach. Drugi sklep i rozwijanie firmy, Biba girls, pomysły właścicielki na total look – aż po siedmiopiętrowy sklep z ubraniami, kosmetykami czy artykułami wnętrzarskimi. W tym wszystkim jedna kobieta, która robi coś, co kocha, nie boi się podejmować ryzyka i ma na uwadze zdanie kobiet. Rozkwit firmy i jej upadek, kolejne – już mniej rozpoznawalne projekty aż po wycofywanie się z rynku. Tak przebiegają rozmowy. Ale Barbara Hulanicki nie tylko relacjonuje losy firmy. Do miłych wspomnień wraca chętnie, ze złymi się mierzy, bo musi. Próbuje jednak – bez nacisków dziennikarki – przedstawić fenomen Biby. Wiele razy podkreśla rolę sprzedawczyń, które własnym zachowaniem budowały wizerunek marki i zapisały się w popkulturze. Przy okazji wyjaśnia odbiorcy, z jakimi wyzwaniami się borykała: prowadzenie firmy w tym wypadku wymaga umiejętności podejmowania szybkich decyzji i wykorzystywania szans, jakie przynosi los. Hulanicki wie, że moda jest kapryśna – ale z perspektywy czasu nie skarży się na wyzwania, traktuje je raczej jak oczywistości. Dopiero lektura wspomnień pokazuje ogrom pracy włożonej w markę. Tom nakreśla też kierunek rozwoju marzeń – bohaterka książki stopniowo zagarnia dla siebie kolejne przestrzenie rynku, dba o to, by młode dziewczyny dostawały na przykład buty czy szminki w wielu kolorach. Coś, co dzisiaj wydaje się naturalne, kiedyś wymagało umiejętności przewidywania reakcji klientów. Opowiada też Barbara Hulanicki o typowych dla Biby kolorach, akcentuje wsparcie ze strony męża. Unika sentymentów, chociaż byłyby tu w pełni zrozumiałe.

Nie są to rozmowy biograficzne, dotyczą firmy, projektowania, kreatywności i obecności marki na rynku – więc jako takie mogą zainteresować nawet większą grupę odbiorców. Towarzyszą im artystyczne fotografie (także wykonywane kiedyś w celach reklamowych – dopasowane do stylistyki firmy). Barbara Hulanicki ma do opowiedzenia ciekawą dla czytelników historię. W pięknie wydanym i niezbyt dużym tomie relacjonuje miłość do mody w sposób, który jednoznacznie do projektantki przekonuje. Jest ta publikacja pozycją dosyć niszową, ale dobrze zrealizowaną. Spojrzenie z perspektywy czasu pozwala dokładnie przeanalizować trafne rozwiązania i błędy, zamienia się więc też w rodzaj przewodnika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz