czwartek, 20 lipca 2017

Gabriela Mistral: Królewna Śnieżka u krasnoludków

Nasza Księgarnia, Warszawa 2017.

Wizyta

Do tej pory w serii klasycznych baśni opowiadanych na nowo przed stuleciem przez Gabrielę Mistral autorka raczej starała się oczyścić stare fabuły z naleciałości czy interpretacji dziecięcych opowieści. Częściej odnosiła się do wersji Charlesa Perraulta niż do braci Grimm, zwracała uwagę nawet na drobiazgi, dzisiaj pomijane z oszczędności czasu lub dla podkreślenia najbardziej kojarzonych motywów: wprowadzała je z powrotem do tekstów. Ale w przypadku „Królewny Śnieżki u krasnoludków” Gabriela Mistral decyduje się na zaakcentowanie jednego tylko wątku, a nie całej rozbudowanej baśni. Królewna Śnieżka pojawia się u siedmiu krasnoludków, a gospodarze po powrocie odkrywają ślady czyjejś – tajemniczej – obecności. To motyw przez najmłodszych najczęściej kojarzony raczej ze „Złotowłosą”.

Dom krasnoludków wzywa dziewczynkę. Śnieżka podąża do miejsca, które widzi z daleka. A w środku – przemierza kolejne pokoje, sprawdza, jak smakują przygotowane potrawy. Dzieci razem z tą bohaterką zwiedzają nowe miejsce, oglądają je oczami dziewczynki i odkrywają na nowo. Na razie jeszcze krasnoludki nie wróciły, więc poza tajemnicą pojawia się tu też lekki niepokój: co będzie, gdy nakryją Śnieżkę na chodzeniu po ich mieszkaniu. Śnieżka się nie spieszy, spokojnie ogląda każdy element wyposażenia. Bohaterka nie wie, do kogo należy tak wygodnie i przytulnie urządzony dom – może jedynie wyciągać wnioski na temat domowników. To rodzaj zagadki (chociaż wszyscy przecież wiedzą, kogo spotka Śnieżka i jak potoczą się jej losy).

U krasnoludków bohaterka znajduje swoje miejsce. Serdecznie przyjęta, może teraz poczuć się jak u siebie, już z pełnym poparciem mieszkańców. Gabriela Mistral swoją opowieść, a raczej scenkę, doprowadza do tego momentu – i pozostawia Śnieżkę szczęśliwą i bezpieczną z życzliwymi krasnoludkami. Tu urywa relację – nie zapowiada, co się jeszcze wydarzy, nawet w żaden sposób nie sugeruje, że ta fabuła ma mieć dalszy ciąg. Prezentuje tylko obrazek, pojedynczy motyw pozbawiony intryg czy dynamiki. Od początku do końca jest tu spokojnie – nawet gdy Śnieżka sama chodzi po domu krasnoludków i nie wie, jak zostanie przyjęta. Zajmuje się kontemplowaniem wystroju, poznawaniem domu różnymi zmysłami. Autorka chętnie stosuje tutaj wyliczenia, spowalnia tempo opowieści. Lubi porównania – one pomagają uświadomić dzieciom niezwykłość miejsca i jego wyposażenia. Nowością dla odbiorców będą również nazwy, jakie krasnoludki nadają nowej znajomej. Każdy z tych pozornie usypiających, stonowanych elementów podlega osobnym interpretacjom, nie ma tu fragmentów pozbawionych znaczenia, wolnych od dodatkowych treści.

Carles Ballesteros tworzy ilustracje w duchu ironicznym, nieco karykaturalne. Lubi odzwierciedlać emocje lub przesadzone reakcje postaci, dba o to, by każda całostronicowa zamieniała się w pojedynczą opowieść. W „Królewnie Śnieżce u krasnoludków” grafiki zostały dostosowane do odbioru przez dorosłych na równi z najmłodszymi. W tej książce niezwykle silna staje się estetyzacja – w planie tekstu widać to w obfitości poetyckich środków stylistycznych, we wpływaniu na wyobraźnię. Po raz kolejny wszystkim znana baśń zaczyna funkcjonować inaczej, w oderwaniu od fabuły i przesłań z literatury czwartej. To sprawia, że na tę opowieść czytelnicy spojrzą na nowo i być może odkryją w niej znaczenia dotąd pomijane. Taki sens ma przerabianie klasyki i przedstawianie jej w kolejnych odsłonach. „Królewna Śnieżka u krasnoludków” to wyimek bajki – ale z literackim przepychem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz