piątek, 9 czerwca 2017

Filip Chajzer, Zygmunt Chajzer: Chajzerów dwóch

Prószyński i S-ka, Warszawa 2017.

Ojciec i syn

Jest ich dwóch. Ojciec i syn. Obaj związani z dziennikarstwem i rozrywką w mediach, obaj rozpoznawani przez odbiorców z różnych grup pokoleniowych. Teraz, wzorem innych gwiazd show-biznesu, tworzą swoją książkę. Wywiad niezwykły z racji tego, że obaj występują w podwojonych rolach: jako dziennikarze i artyści. Zarzucają znane konwencje, unikają rytmu biografii i nie trzymają się chronologii. Opowiadają sobie nawzajem o własnych wspomnieniach i doświadczeniach, dzielą się spostrzeżeniami na temat środowiska pracy, uzyskując w ten sposób obraz zmian. Znają swoje historie – chociaż nie wszystkie – na część teraz spojrzą z nowej perspektywy. „Chajzerów dwóch” to publikacja nietypowa już na etapie powstawania. Anna Derengowska w zasadzie tylko słucha (to do niej najczęściej z wyjaśnieniami zwraca się Filip, choć odbiorcy będą mieć wrażenie, że młodszy Chajzer kieruje się do nich, rezygnując z dialogu z ojcem-słuchaczem), raz wtrąca dodatkowe pytanie. Podsuwa bohaterom tomu zestaw tematów związanych z ich zainteresowaniami czy życiowymi fascynacjami i pozwala, by po prostu rozmawiali. Chajzerowie odwołują się do motoryzacji i do sportu, do doświadczeń w mediach i do etosu dziennikarskiego, do imprez (dzisiejszych i tych dawnych) i do mody. Sprawdzają, kto dzisiaj może zostać gwiazdą i wracają do wspomnień z dzieciństwa albo do wspólnych rodzinnych motywów. Będą opowiadać o popularności i przełomowych pomysłach w karierze. Od czasu do czasu pokuszą się o ocenianie siebie nawzajem – nie zawsze wystawiają sobie laurki. Sukcesy funkcjonują tu na takich samych prawach jak kompromitacje, co dobrze robi książce – i reguluje jej kształt.

Tom liczy ponad czterysta stron i nie ma punktów kulminacyjnych czy chronologicznej osi. Składa się z tematycznych rozdziałów pozbawionych odniesień do czasu i do życiorysów obu panów. Same rozdziały są dość krótkie, ale treściwe – bohaterowie nie krygują się i nie uciekają w pustosłowie, nie potrzebują też tekstowych rozbiegówek, bo wzajemnie się inspirują i napędzają. Czasem po prostu przerzucają się jednozdaniowymi komentarzami, innym razem pozwalają na przytoczenie pełnego wspomnienia, które mogą jeszcze doprecyzować. Panuje tu tekstowa równowaga, żaden z autorów nie dominuje nad drugim. A przedstawiają właściwie dwa odmienne światy. Zygmunt Chajzer powraca pamięcią do czasów PRL-u, Filip Chajzer wie za to, co dzieje się w dzisiejszej rzeczywistości internetowej (i jak obecnie imponować nastolatkom – przez te obserwacje manifestuje swoją „starość”: ma ponad trzydzieści lat i nie odnajduje się zbyt dobrze w tej przestrzeni). Wymiana poglądów to nie tylko zestaw prywatnych anegdot, ale i ocen dziennikarstwa.

Jest „Chajzerów dwóch” tomem nietypowym przez rodzaj rozmowy – ma dwóch równorzędnych bohaterów, ale to, który będzie miał do powiedzenia rzeczy ważniejsze, ocenią już sami odbiorcy. Różne będą oceny w zależności od zainteresowań i metryki> Chajzerom udaje się porozmawiać bez autopromocji i mizdrzenia się do czytelników, w lekkiej formie, która nie imituje biograficznego wywiadu-rzeki. Autorzy są świadomi rynkowych trendów, ale i wartości, jaką zapewnia im rozmowa podwójna. „Chajzerów dwóch” to książka bez początku i bez końca – mogłaby się jeszcze długo snuć, a czytałoby się ją przez cały czas tak samo. Do tomu dodane zostały zdjęcia z rodzinnego archiwum, ale i z sesji zaaranżowanej na potrzeby wydawnictwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz