Nasza Księgarnia, Warszawa 2017.
Wszystko naraz
Zosia, mimo wcześniejszych tekstowych pożegnań, wraca. Wraca, bo bardzo dużo się u niej dzieje – i nie można tego zignorować. Kris schodzi w opowiadaniu na dalszy plan – w tej kwestii bohaterka woli zachowywać dyskrecję, po pierwsze dlatego, że nie jest do końca pewna swoich uczuć, a po drugie – bo nie jest to motyw najważniejszy dla grupy wiekowej czytelniczek serii. Jeszcze nie. Na opowieści o miłości przyjdzie dla nich czas niedługo, a że rynek został już przesycony wszelkiego rodzaju romansidłami dla młodzieży – temat zdąży się przejeść. Na razie Zosia ma na głowie ważniejsze sprawy. Na pierwszy plan wysuwają się szkolne problemy Mani. Dziewczynka nie potrafi odnaleźć się wśród rówieśniczek, nie dogaduje się też z nauczycielką. Jest bystra i inteligentna – najwyraźniej za bardzo, nie pasuje do systemu i potrzebuje pomocy. Szuka porad w domu, ale najlepiej wspiera ją, jak zwykle, ciotka Malina – z zajęciami kreatywnymi dla dzieci. Mani pomaga też pisanie i teatr. Znajduje zatem przestrzenie, w których może dać upust swojej kreatywności bez obaw, że zostanie wyśmiana czy odrzucona. Mania pisze alegoryczne historyjki o Wawelskim i wilku morskim, dalej przekręca wyrazy, uprawia zabawne słowotwórstwo – a do odczytywania jej lingwistycznych zabaw odbiorcy będą musieli poszerzać swój słownik. Same korzyści. Chociaż wciąż trudno mi się przekonać do błędów ortograficznych w zapiskach Mani. Wprawdzie w tomiku przejęzyczenia i akty słowotwórcze są wyróżnione wersalikami – to dla odbiorców sygnał, że tych haseł w słowniku nie znajdą – a teksty Mani – inną czcionką, to jednak najmłodsi sporo uczą się, czytając. W zapiskach Mani roi się od błędów ortograficznych i raczej nietrafionym pomysłem jest ich utrwalanie zwłaszcza małym wzrokowcom. Wracając jednak do tematów fabularnych – dorośli myślą o kupnie zrujnowanego domu za miastem, świnka morska Mani ma raka pyszczka, sąsiad wyżywa się na swojej rodzinie (Agnieszka Tyszka subtelnie wprowadza motyw przemocy domowej), a na ulicy Kociej pojawiają się myszy. „Zosia z ulicy Kociej w ciekawych czasach” to tomik, w którym akcja gna – ku radości maluchów. Bo nawet to, co przykre, da się znieść, kiedy w pobliżu jest ktoś, kto wysłucha i zrozumie.
Zosia prowadzi narrację z humorem, chociaż czuje się w pisaniu zawsze nieco skrępowana. Szkoda, że Agnieszka Tyszka nie zostawiła jej w pisaniu o rodzicach określeń mama i tata (naturalnych dla dziecka) – razi, kiedy dziewczynka pisze o ojcu „Lucjusz”, a o matce – „NIH”. Nie pasuje to ani do dziecięcego świata, ani do zdystansowanej dziewczynki. Zosia wszędzie dostrzega tematy do opisania – w prowadzeniu dziennika znajduje ulgę, potrzebuje takiego powiernika choćby po to, by uporządkować chaotyczną codzienność. Autorka wprowadza do tej historii dziesiątki spraw, niemal równocześnie. Nie pozwala ani na moment przerwać galopującej relacji, odrzuca nudne opisy. Imponuje kreatywnością – to jedna z lepszych serii, jakie dzieci mogą dzisiaj na rynku znaleźć: mądra, pomysłowa i zabawna, a do tego dobrze napisana. I wspaniale zilustrowana: Agata Raczyńska odnalazła się w tym świecie ze swoimi szkicami wprost idealnie. Rysuje niby naiwnie, a jednak młodzieżowo, z humorem i bardzo precyzyjnie. Trudno w ogóle wyobrazić sobie tę serię bez jej grafik, a to oznacza, że dobór ilustratorki był strzałem w dziesiątkę. Agata Raczyńska rozumie Zosię i jej pomysły, sama bawi się motywami z historyjek – sprawia, że książkę przyjemnie się ogląda – ale ilustracje stanowią integralną całość z tekstem i kto nie sprawdzi, ten będzie miał wrażenie, że to sama Zosia tak ozdabia swój dziennik.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz