Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2017.
Pod skalpelem
Zaczyna się dramatycznie – od mnóstwa krwi. To dla bohatera tomu wyraźny sygnał, że choroby nie może już lekceważyć. A przecież raz, ze względu na małe dziecko, odrzucił szansę na przeszczep. Nie przejmuje się tym, że taka okazja może się nie powtórzyć i że jego wątroba radzi sobie coraz gorzej. Z każdym schorzeniem można nauczyć się żyć, a dla mężczyzny to już niemal rutyna. W „Przeszczepionym życiu” najpierw trzeba założyć opaski gumowe, żeby zatamować krwawienie z żylaków w przełyku. Dalej droga prowadzi do transplantacji. Ale David Wagner w tej książce unika martyrologicznych tonów i stylistyki znanej z literatury chorobowo-szpitalnej. Do choroby (i bliskości śmierci) odnosi się z ironią graniczącą z lekceważeniem. Wprowadza do opowieści czarny humor i bawi się przeżyciami z przerażających wielu odbiorców doświadczeń.
Bohater „Przeszczepionego życia” sprawia wrażenie, jakby było mu wszystko jedno, co się stanie. Owszem, chce żyć i nie dopuszcza do siebie choćby myśli o poddaniu się – ale jednocześnie wie, jak wiele zależy od przypadku. Jest pogodzony ze swoim losem i potrafi precyzyjnie opisywać kolejne etapy choroby i wrażenia z pobytu w szpitalu. Tyle że nie ma tu miejsca na rutynę – autor decyduje się na prześmiewczy styl, niepowagą maskuje strach i sprawia, że odbiorcy dużo chętniej będą śledzić historię.
Tom składa się z bardzo krótkich (czasami nawet jednozdaniowych) ponumerowanych części. Uporządkowane są one w odpowiednich działach – punktach przełomowych dla pacjenta. Bohater, który leży w łóżku, może analizować zapach powietrza wtłaczanego mu do płuc przez rurkę w nosie, opisywać wrażenia zmysłowe – ale to wszystko mocno ubarwia dowcipem. Czasem zabawia się wyszukiwaniem nekrologów i układaniem ich w wiersze, a gdy zostaje zabrany na operację, jego stan oddaje kilka pustych stron. Te zabawy przypominają o niebanalnym podejściu do tematu. Relacja jest inteligentna – ironia to rodzaj prywatnego eskapizmu, ratunku w chwili, gdy od bohatera nic właściwie nie zależy. Refleksje okołooperacyjne prowadzą do myśli o dawcach narządów, ich anonimowości dla biorcy i rodzinach pogrążonych w żałobie. Śmierć to temat wszechobecny i trafiający do tomu wszelkimi możliwymi kanałami, a jednak przygnębienie to ostatnie uczucie, jakie mogłaby oferować ta lektura.
David Wagner jest tu przekonujący – w końcu „Przeszczepione życie” ma też wymiar autobiograficzny. Daje się u niego odkryć ślady przewrotnych lektur, choćby „Paragrafu 22”, chociaż walka ma zupełnie inny wymiar. Żeby odwrócić uwagę od szpitalnej codzienności, bohater co pewien czasy przywołuje obrazy swoich byłych partnerek – to kolejny motyw zwycięstwa nad śmiercią, triumfu witalności. bez względu na efekty operacji. Nie ma obaw, że ta lektura komuś się znudzi – miniaturowe scenki to kolejne zaskoczenia, zestawy wspomnień, skojarzeń i przemyśleń, często na przekór konwencjom. Skoro bohater zapewnia statyczność fabuły (leży w szpitalu, a tu, jak zauważa, najwięcej czasu upływa na czekaniu), to ubarwianie opowieści trafia do retrospekcji lub rozmyślania nad prawdopodobnymi scenariuszami z zewnątrz – ze świata chwilowo niedostępnego.
„Przeszczepione życie” to publikacja bardzo udana. Szczegółowa pod względem szpitalnych doświadczeń, ale nigdy męcząca przez nadmiar informacji. Kontrapunktem dla niemedialnych wydarzeń są tu emocje i pomysły bohatera, indywidualne sposoby radzenia sobie ze stresem – i sam styl pisania, przewrotny, złośliwy i bezkompromisowy. Nie jest to z pewnością relaksujące czytadło, a doświadczenie wysokiej próby – szansa na przezwyciężenie społecznych lęków. David Wagner zmusza czytelników do zastanowienia się nad kruchością życia i nad osobistymi osiągnięciami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz