Prószyński i S-ka, Warszawa 2017.
Masy i jednostki
Do Młynarskiego się dojrzewa. Do jego piosenek wracać trzeba wiele razy, żeby odkrywać ich literacki kunszt, zestawienia skojarzeń czy puenty powiązane z szarą codziennością. Młynarski w piosenkach lubi myśleć, a jego utwory zyskują przez to niepokojącą (odrobinę) ponadczasowość. Tomik „Od oddechu do oddechu” to obszerny wybór wierszy, w sam raz, by znającym przypominać, a młodszym pokoleniom przedstawiać twórczość księcia poezji. I chociaż prawie każdy z tych tekstów ma swoją historię, tu czytelnicy pozostaną sam na sam z liryką. Krótki i celny komentarz Jerzego Bralczyka jako wstęp zaostrza apetyty i wyczula na literackie zabawy słowami, później pojawia się kilkaset utworów uszeregowanych chronologicznie z datami jako jedynym odsyłaczem do kontekstów historycznych, politycznych czy społecznych. Zainteresowani – zostaną i będą prowadzić własne poszukiwania, tym razem o kolejnych utworach. „Od oddechu do oddechu” czyta się jednak bardzo trudno. A to z powodu spopularyzowania treści przez różnych wykonawców (w tym nierzadko samego autora). Raz za razem zamiast wyczytywać się w przesycone trafnymi obserwacjami strofy, odbiorca zaczyna nucić, a piosenki – wiadomo – przywołują dalsze wspomnienia i obrazy, odrywając co pewien czas od wertowania tomiku. Bezpieczniej byłoby więc uprawiać lekturę wyrywkową, zdać się na los i smakować wybrane przypadkiem liryki. Tu jednak przeszkodzi ciekawość, chęć poznania całej opowieści, którą pisane na przestrzeni całych dekad wiersze muszą w końcu stworzyć. Młynarski jeszcze raz każe zatrzymać się nad tym, co doskonale znane. Uwodzi żartem (czasem nawet cenionym przez najmłodszych), żeby z doświadczeniem czytelników dokładać im kolejne sensy i znaczeniowe płaszczyzny. Buduje mocne puenty – zamknięcia, które wprowadzają akcenty filozoficzne. Naświetla rzeczywistość z różnych stron, a szczególne miejsce trzyma zawsze dla tych z literatury wyrzucanych – albo przedstawicieli marginesu społecznego, albo niewyedukowanych (i skazanych na pogardę) prostaczków, albo… żony pozostające w cieniu w niezbyt udanym związku. Wojciech Młynarski docenia ludzi z nizin, za to bezlitosnej krytyce poddaje bezmyślnie rządzących. Ci narażeni są na satyryczne ataki – i miażdżeni inteligentnymi docinkami. Satyra, którą Młynarski uprawia, zasługuje na osobne opracowanie.
Widać w tym wyborze całkiem dobrze zabawy formą. Nie tylko felietony śpiewane, czyli publicystyka zamaskowana wierszem się tu pojawia – autor nawiązuje do różnych stylów muzycznych i eksperymentuje z mariażem gatunku i przesłania. Tworzy piosenki dla mas i dla jednostek równocześnie. Kusi go to, co niedostrzegane powszechnie. Mówienie aluzyjne doprowadza do perfekcji, a brak oczywistych – bezpośrednich – odnośników do prezentowanej rzeczywistości sprawia, że nieraz piosenki otrzymują drugie życie. Ale i w warstwie obyczajowej ma Wojciech Młynarski sporo do powiedzenia. Niby nie zajmuje się uczuciami i emocjami, a przynajmniej nie w takim stopniu co Jeremi Przybora czy Agnieszka Osiecka, ale jest w stanie wywoływać cały wachlarz tych emocji u czytelników, którzy w miniaturowych scenkach odnajdą marzenia czy zawiedzione nadzieje zwykłych bohaterów. „Od oddechu do oddechu” jest bezustannym przyglądaniem się ludziom. Wojciech Młynarski erudycyjne utwory przesyca ważnymi refleksjami nad codziennością, a i humorem. Dobrze, że taki wybór pojawia się na rynku – ułatwi fanom piosenek „z tekstem” dotarcie do najważniejszych utworów i stanowić będzie przeciwwagę dla bylejakości w nurcie pop. Wojciech Młynarski to autor, który reklamy nie potrzebuje, więc też „Od oddechu do oddechu” bez trudu trafi do czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz