Akapit Press, Łódź 2016.
Kolorowanka przygodowa
Po trzech tomikach o przygodach Drakulcia mali odbiorcy są już zaprzyjaźnieni z bohaterem i bez problemu rozpoznają występujące w minipowieściach postacie. Na rynku pojawia się zatem przerywnik – to książka do kolorowania z przygodami Drakulcia. Tomasz Domański przygotowuje prawie sto całostronicowych rysunków z bohaterami cyklu i drobnymi komentarzami do scenek. Fani Drakulcia bez trudu rozpoznają wybrane motywy z kolejnych tomików – łasicę jako prezent urodzinowy dla Anny-Marii czy atak dzikich zwierząt na myśliwych. To wszystko było już zawarte w dynamicznych rozdziałach, chociaż czasami z nieco innej perspektywy niż teraz. Tomasz Domański odwołuje się do konkretnych tematów i zapewnia najmłodszym zabawę w kolorowanie – a przy okazji i test na to, ile zapamiętali ze swoich lektur. Kto nie zna przygód Drakulcia, będzie musiał sięgnąć do tomików, żeby w pełni pojąć graficzne pomysły autora i zakodowane w szkicach treści. Posłużyć te rysunki mogą zresztą również jako przewodnik po wydarzeniach – lub dodatkowe ilustracje.
W całej serii Drakulcio, który marzy o własnym smartfonie, pisze pamiętnik. To warunek otrzymania od dziadków prezentu, ale też możliwość wytłumaczenia się z prawdziwych intencji przed postronnymi. Ponieważ Drakulcio bez przerwy wpada w kłopoty, zyskuje przestrzeń, by usprawiedliwiać swoje wybryki lub udowadniać niewinność – przecież nic złego by się nie stało, gdyby nie fatalne zbiegi okoliczności. Narracja prowadzona w pierwszej osobie jest często wzbogacana quasi-komiksowymi wstawkami: postacie zyskują dymki, w których pojawiają się ich rozmowy. To oszczędza konieczność budowania opisów i przyspiesza książkę, jest też dobrym rozwiązaniem dla dzieci, które dopiero ćwiczą czytanie i niekoniecznie chcą się przedzierać przez rozbudowane opisy. Rzecz jasna składnikiem niezbędnym w powieściach dla najmłodszych są też rysunki. Domański w serii stawia na szkice, czarno-białe obrazki, które chętni właściwie mogliby sobie pokolorować, gdyby nie byli zaangażowani w lekturę (akcja w tomikach o Drakulciu toczy się jednak błyskawicznie i nie ma kiedy się od niej oderwać). Wersja czarno-biała nadaje tomikom młodzieżowego charakteru – nie są to „dziecinne” ilustracje, a książki bardziej kierowane do czytających samodzielnie. Tyle że rzadko w cyklu trafiały się obrazki pełnostronicowe. Owszem, zajmowały przeważnie sporo miejsca i napowietrzały tekst, ale pełniły drugorzędną funkcję. Teraz to one przejmują narrację – wywołują wspomnienia związane z historyjkami.
Każdą kartkę można wyciąć i potraktować jak – na przykład – obrazek do pokoju czy dzieło ozdabiane w inny sposób niż tylko kredkami. Z powycinanych stron da się układać tematyczne historyjki – Domański nie trzyma się kolejności, nie buduje z obrazków kilkustronicowych opowieści, raczej rozrzuca po książce wybrane motywy dość swobodnie. Wycinane kartki można potraktować jako uzupełnienie odpowiednich tomików – kolorową (pokolorowaną) „wkładkę”, dopowiedzenie do bajki. Na ilustracjach pojawia się nie tylko Drakulcio, ale i jego przyjaciele oraz dorośli – wszyscy, których spotyka się w opowieści. Poza tym Domański operuje też zbliżeniami – przedmioty czy sytuacje będące opowieścią o jednej z katastrof pojawiają się jako motywy z rysunków. To obrazki pełne humoru – sprawdzą się jako kolorowanka dla wymagających dzieci, ale też jako źródło rozrywki i lekturowych powrotów do najciekawszych momentów z książek. Domański zajął się prezentowaniem przygód Drakulcia i jego kolegów w warstwie graficznej – jego tomik, przerywnik w serii, wywodzi się w prostej linii z mody na dzienniki kreatywne. Tyle że autor nie sięga po klasyczne łamigłówki (a jedyny w tomiku labirynt komplikuje ponad miarę), stawia na zwykłą kolorowankę – rozwiązanie, które też podbija rynek jako sposób na spędzanie wolnego czasu czy relaks. „Drakulcio ma kłopoty. Straszliwa historia w obrazkach to tomik angażujący maluchy w przygody bohatera – inaczej niż zwykle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz