niedziela, 29 stycznia 2017

Genowefa Jakubowska-Fijałkowska: Paraliż przysenny

Instytut Mikołowski, Mikołów 2016.

Niezgoda

Kobiecość dla Genowefy Jakubowskiej-Fijałkowskiej z jednej strony jest gloryfikowana, z drugiej – na rozmaite sposoby przeklinana. To źródło radości i goryczy. W „Paraliżu przysennym” wiąże się z ciągłymi powrotami do menstruacji i makijażu, symboli – takie dwa sposoby akcentowania cielesności wybiera autorka w miejsce przereklamowanego erotyzmu. Owszem, wieża minaretu może być jak penis boga, a nagość nie istnieje bez obserwatora – mężczyzny – ale w zmysłowych doznaniach miłość przegrywa teraz z wiekiem. W tym tomiku przydają się grube skarpety i rozmaite kremy pielęgnujące zamiast uwodzicielskich spojrzeń i negliżu. Tyle że bohaterka wierszy na przemijanie się nie zgadza – i kolejne artystyczne manifestacje są jednocześnie potężnym buntem, przypomnieniem o prawie do czucia.

Genowefa Jakubowska-Fijałkowska karmi się owym buntem trochę na wzór Charlesa Bukowskiego. Ostre słowa są u niej odpowiednikiem ostrości spojrzenia, gorzkiej ironii, która wyrasta z niezgody na zaobserwowane zmiany. Chce autorka prowokować nieoczekiwaną agresją, układa liryki tak, by raz na zawsze pozbyć się z nich taniego sentymentu i banalnych wyznań. Tylko tak może szczerze opisywać rzeczywistość – tylko tak może borykać się z coraz trudniejszymi uczuciami. Do niegościnnego świata nachalnie wkraczają reklamy odzierające z intymności, poczta elektroniczna zapchana jest spamem, a z wnuczką nie ma kontaktu, bo „napierdala przez komórkę”. Tak przerażająco wyglądać może współczesna samotność i bezradność. W refleksję coraz częściej wplątują się nawiązania eschatologiczne (tu makijaż prowadzi do skojarzenia z kostnicą), ale i motyw śmietnika – miejsca pielgrzymek wdów i samotnych kobiet. U Genowefy Jakubowskiej-Fijałkowskiej starość to nie tyle strach przed śmiercią, ale przed tym, co poprzedzi śmierć: społecznym odrzuceniem. Stąd zaciekła walka o uwagę, uzasadnienie istnienia.

To objawia się też w paśmie wspomnień. Powroty do przeszłości są tu rozpamiętywaniem wrażeń zmysłowych. Z dawnych lat przywołuje suchość komunistycznej prezerwatywy i rzyganie po pierwszym jabolu – to doświadczenia „mocne” zestawiane z dzisiejszym nadmiarem produktów i marek (piwo Harnaś i „kosmetyki nivea rossmann w promocji”). Dbanie o kobiecość jest w „Paraliżu przysennym” kontynuacją dawniejszych zmagań z jej przejawami – krew miesięczną zastępuje farba do włosów, ale wysiłek, dbanie o siebie – pozostaje. W tomiku to również mechanizm oddalający od refleksji wanitatywnych – póki można ocalić kobiecość, można ocalić i życie.

Jest to poezja szalenie zmysłowa, ale wolna od idealizowanych wizji świata. Tu zmysły podrażniane są papierosami i alkoholem (przekleństwa stanowią literacki odpowiednik używek – sygnał, że osiągnęło się wolność). Fizjologia i metafizyka znajdują wspólny mianownik, teraz sprawy cielesne mogą zamienić się w modlitwę – i to bez bluźnierstwa. Jakubowska-Fijałkowska zamierza jątrzyć, przeszkadzać, drażnić i prowokować – to droga do zrozumienia sensu egzystencji. Starości się tu nie akceptuje, zawsze pozostaje możliwość ucieczki do dawnych lat, porównań i skojarzeń. Ostre frazy zapewniają właściwą uwagę w zaśmieconym produktami i emocjami czasie – zastępują krzyk i dają szansę przedefiniowania rzeczywistości. Bo to jasne, że autorka, która się nie poddaje, szuka własnej drogi i nie boi się przeciwstawiać konwencji, przygotowuje sobie ocalenie, azyl przed stereotypowym przemijaniem. „Paraliż przysenny” to tomik bezkompromisowy, w stylu, do którego już autorka zdążyła przyzwyczaić. To pomysł na odwzorowywanie codzienności przez pryzmat buntu. W sam raz dla znudzonych utworami bez puent, przegadanymi czy ugrzecznionymi. To nie jest świat dla wszystkich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz