Egmont, Warszawa 2016.
Droga do siebie
Są tylko Malutki Lisek, Wielki Dzik i ogromne niezbadane puste przestrzenie, które sprzyjają filozofowaniu. W „Najdalej”, drugim albumie komiksowym Bereniki Kołomyckiej bohaterowie przemierzają świat po to, by odkryć, co ich najbardziej uszczęśliwia, kim są, a kim być nie mogą. Tomik składa się z trzech części – trzech drobnych historii, które prowadzą odbiorców do egzystencjalnych refleksji, a bohaterów – do konkretyzowania poglądów i uczenia się życia. Najpierw Malutki Lisek i Wielki Dzik trafiają na łąkę pełną robaczków świętojańskich. Lisek chce zatrzymać sobie przynajmniej jednego świetlika – jakby nie wystarczyła mu obecność. Tyle że próba więzienia robaczka kończy się ciemnością: świetliki przestają świecić, jakby w proteście przeciw agresorowi. Malutki Lisek przekonuje się, że do szczęścia trzeba wolności. Lisek i Dzik w poszukiwaniu szczęścia trafiają też do gęstej mgły: kiedy niemal tracą z oczu siebie, również dowiadują się, że nie jest to dla nich odpowiednie miejsce. Źle się tu czują. W „Najdalej”, trzeciej historii, spotykają stado fok – i tym razem to Wielki Dzik chce sprawdzić, czy byłby bardziej zadowolony w bezkresnej wodzie. Okazuje się, że chociaż foki na pewno mają ciekawy świat i piękne widoki, nie doświadczą tego, co liski i dziki – nie warto zatem tęsknić za czymś, co znajduje się poza zasięgiem. W „Najdalej” Berenika Kołomycka uczy zatem akceptacji naturalnego stanu rzeczy. Chociaż jej bohaterowie bez przerwy przemierzają dalekie drogi, muszą w końcu wywnioskować, że największą satysfakcję i poczucie spełnienia daje bycie sobą.
„Najdalej” przyjmuje formę komiksu, ale autorka odcina się od typowo komiksowych rozwiązań „technicznych”. Rozmywa fabułę w filozofii – to już wiadomo. Posługuje się akwarelami, rezygnuje z konturów i z powtarzalności wyglądu postaci – Lisek i Dzik w różnych ujęciach wyglądają różnie, rzecz jasna wiadomo, że to zawsze oni, zwłaszcza że inni bohaterowie nie mają do tego świata wstępu, ale nie ma w tym komiksowej konsekwencji. Kołomycka pozbawia bohaterów komiksowej wyrazistości, zachowuje się tak, jakby tworzyła ilustracje do książki, a nie historię w kadrach. Często też rezygnuje z narracyjnych komentarzy, wprowadza kadry z samymi tylko obrazkami – tak pokazuje też ruch czy zmiany w otoczeniu, imituje najazd kamery lub kieruje uwagę odbiorców na określony szczegół. Odrzuca konkrety i detale – zresztą wydaje się, że nie może przy przyjętej technice malowania stworzyć miniaturek. To skutkuje również powiększaniem samych kadrów – w jednej linijce mieszczą się maksymalnie dwa obrazki (a najczęściej jeden panoramiczny), często też autorka decyduje się na zapełnienie połowy strony lub nawet całej strony jednym kadrem. Z klasycznego komiksu pozostają tu rzadkie dymki, kiedy bohaterowie przerzucają się drobnymi i ogólnikowymi spostrzeżeniami – lub dymki z jednofrazowymi wstawkami narratorskimi. Tak „Malutki Lisek i Wielki Dzik. Najdalej” zamienia się w baśń. Autorka chętnie zajmuje się budowaniem odpowiedniej atmosfery – bardzo lubi operowanie światłem lub ciemnością – w pierwszym przypadku mgła, w drugim – noc ukrywają szczegóły otoczenia i pomagają skupić się na tym, co w egzystencji postaci najbardziej w danym momencie istotne. Kołomycka ma swój pomysł na komiks, który komiksem nie do końca jest – zwraca na siebie uwagę ze względu na plastyczne rozwiązania, a i na ton opowiastek. Nikogo nie próbuje naśladować, nie nadaje też bohaterom zbyt wyrazistych cech: Lisek i Dzik są uogólniani, od siebie odróżniają się fizycznością, od nikogo innego nie muszą. Bezkres to dobre tło dla zastanawiania się nad sensem istnienia – Kołomycka swoimi opowiastkami zapewnia stopniowe wyciszanie emocji – i ciągłe poszukiwanie sensu życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz