Egmont, Warszawa 2016.
Słodycz trolli
Trolle w oczach najmłodszych przez pewien czas funkcjonowały jako bajkowe złe charaktery (mało kto pamięta, że Muminki to też trolle!). Teraz jednak za sprawą DreamWorks ma nastąpić całkowite odwrócenie podejścia. Trolle w najnowszej bajce są a) życzliwe, b) słodkie, c) uczuciowe – uwielbiają się przytulać. Do tego mają cukierkowe kolory i sympatyczne pyszczki. Są tak urocze, jak najmilsze dziecięce maskotki – a razem tworzą ekipę zróżnicowanych kolorystycznie stworków, coś jak Gumisie skrzyżowane z Teletubisiami (a charakterologicznie pożenione jeszcze ze Smerfami). Trolle zostały przygotowane tak, żeby podbić serca najmłodszych – a do tego są gotowymi projektami rozmaitych gadżetów. Starszym dzieciom wydadzą się mdłe, ale to do maluchów muszą przede wszystkim trafić. Te trolle przeżywają oczywiście różne przygody na wzór innych bajkowych rodzinek. Chociaż najchętniej każdemu nieba by przychyliły, mają swoich wrogów. Wciąż uciekają przed bergenami. To stworzenia groźne, ucieleśnienie zła w cukierkowej wersji – szukają trolli w jednym celu: żeby je zjeść. Na tym polega intryga osi fabularnej – nie jest więc ani wyszukana, ani specjalnie oryginalna. Wynika z tego, że trolle są po prostu kolejną bajkową grupą – rodziną, która potrzebna jest jedynie do wzbudzenia emocji u kilkulatków. Doświadczenia trolli należą do bardziej uniwersalnych, uogólnionych i „wydoroślonych” – bohaterom chodzi o miłość (wątek „i żyli długo i szczęśliwie” dotyczy tu pewnej pary trolli), nawiązują też do… arcydzieł literatury światowej – twórcy czerpią ze sprawdzonych motywów w rodzaju godzenia zwaśnionych rodzin przez miłość młodego pokolenia. Momentami wydaje się, że zabrakło trochę bajkowej inwencji, więc do historii dla małych dzieci trafiają zagadnienia bardziej pożądane przez dorosłych. Maluchom spodoba się dostarczający adrenaliny chaos związany z obecnością wrogów trolli. Pytanie, jak dziś obudzić sympatię do bohaterów. Tutaj trolle nie zapracowują sobie na uwielbienie dzieci. Stanowią za to odzwierciedlenie wymagań dorosłych: rodzice najchętniej odsunęliby swoje pociechy od przemocy i stresu. W ramach ochrony kilkulatków nadopiekuńczy rodzice zamieniają treści klasycznych bajek na historie wyjałowione z groźnych motywów. Trolle pojawiają się naturalnie jako wynik mody na łagodzenie opowieści – przez to wydają się nieprawdziwe. W fabułach, czy to bajek animowanych, czy lektur – to silne przeżycia i emocje przyciągają odbiorców. A trudno o zaangażowanie, gdy bohaterowie są zbyt odległymi bytami, żeby im kibicować. Obecne maluchy jednak coraz rzadziej mają dostęp do „kultowych” dawnych bajek – dla nich to Trolle będą punktem odniesienia.
Trolle występują w filmie familijnym, a książeczka obrazkowa „Trolle” jest dla małych odbiorców szansą na przedłużenie znajomości z bohaterami. Z konieczności zastosowane tu zostały skróty w ramach akcji oraz tekstu. Naturalną konsekwencją takiego pośpiechu będzie brak oczywistej więzi bohaterów i czytelników (a raczej, w tym wypadku, słuchaczy), czy utrata wartości literackich. Tutaj narracja przypomina bardziej streszczenie niż pełną lekturę, dla autorów istotne jest następstwo wydarzeń, a nie budowanie atmosfery. Żeby dzieci nie miały wątpliwości co do podziału ról, stosowane są odpowiednio nasycone kolory. U bergenów są zgaszone i stłumione barwy, złamane czernią, ale też nieprzywodzące na myśl istot z horrorów. Trolle są z kolei przejaskrawiane i aż kiczowate – ma to swoje wytłumaczenie w tomiku – to bohaterowie, którzy uwielbiają tańczyć, a taniec dyskotekowy to ich największe hobby. W związku z tym w warstwie graficznej zastosowana została stylistyka disco, nienaturalne barwy na granicy bajkowości. Tak publikacja walczy o małego widza-odbiorcę. Maluchy otrzymują szereg bodźców wizualnych. Mimo krzykliwości kolorów sylwetki postaci łagodzi się tu „puchatymi” ciałami czy minami – przez cały czas obowiązkowe niemal jest zadowolenie i szczęście.
„Trolle” to publikacja rozrywkowa, w której warstwa graficzna pełni najważniejszą funkcję. Wprawdzie dorosłym akcja (ani pomysł na bohaterów) nie zaimponuje, ale maluchy mogą przez pewien czas przeżywać fascynację kolejną grupą dziwnych stworków. Może przydałoby się raczej zdefiniować bohaterów, zrezygnować z nazwy obarczonej silnymi konotacjami kulturowymi. Ale niewykluczone, że autorom chodziło o odczarowanie trolli, o złagodzenie wizerunku szarganego w różnych baśniach czy bajkach. Na pewno „Trolle” nie mogą być straszakiem, to lektura kojarząca się dzieciom z ciepłem. Bo w końcu bergenom, bez względu na ich pomysłowość czy determinację, nie uda się zrealizować niecnych planów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz