wtorek, 13 grudnia 2016

Richelle Mead: Rubinowy krąg

Nasza Księgarnia, Warszawa 2016.

Czary

Druga seria o dampirach i morojach została przez Richelle Mead zamknięta tomem „Rubinowy krąg”, szóstym w Kronikach krwi, a dwunastym, jeśli wliczyć Akademię wampirów. Jak zwykle autorka przygotowała dla odbiorców szereg niespodzianek (i do końca utrzymała tempo), a ponieważ książka jest swoistym zamknięciem pewnego etapu – wprowadzi również rozwiązania problemów ze świata alchemików. W tej serii centrum stanowili Sydney i Adrian, ale do „Rubinowego kręgu” autorka wpuszcza wielu znajomych z obu cykli. Przede wszystkim pojawia się w fabule motyw poszukiwania Jill, która zniknęła w finale poprzedniej części. To zmartwienie przyciąga całą grupę przyjaciół: nie może zabraknąć Eddiego ani Rose i Dymitra. Walka będzie zaciekła, więc bohaterowie muszą połączyć magiczne umiejętności: przyda się i moc ducha Adriana, i krąg czarownic wspierający Sydney „ludzką magią”. Ale Mead nie poprzestaje na pojedynku z gotową na wszystko czarownicą. Wprowadza temat ukrywającej się Olive – jej tajemnica zmieni życie kilku osób i może wprowadzić wielkie zamieszanie w świecie dampirów. Tu już magia przyda się w nikłym stopniu, potrzebny jest naprawdę dobry plan – i umiejętność przewidywania. Wszystko to sprawia, że Sydney i Adrian na razie nie mogą nacieszyć się sobą, zresztą zawsze najpierw kierowali się potrzebami innych. Angażują się w pomoc na wielką skalę.

A początek „Rubinowego kręgu” w warstwie obyczajowej staje się zabawny: bohaterowie uzyskali azyl na dworze Lissy, gnieżdżą się teraz w malutkim mieszkanku… razem z mamą Adriana. Kobieta dość szybko zamienia się w teściową rodem z dowcipów i sprawia, że Adrian i Sydney czują się jak w więzieniu. Wszystkie śmiałe plany ucieczek i nadzieje na romantyczną codzienność pryskają w zderzeniu z niepotrzebnymi konfliktami oraz niezadowoleniem. Taka sytuacja nie może trwać wiecznie, bo kryzys tylko by się pogłębiał. Richelle Mead, zamykając cykl, próbuje dać odpowiedzi na różne pytania dotyczące przyszłości. Nie chce zostawiać za sobą otwartych spraw, ani motywów, które zamąciłyby szczęście bohaterów. Pozwala Sydney spotkać się z Zoe (i dowiedzieć się czegoś o losach Carli), doprowadza do konfrontacji z ojcem, ale już w nowym układzie sił. Trochę bliżej dopuszcza czytelników do Rose i Dymitra, pary z Akademii wampirów. Ostatecznie przekonuje, że moc ducha potrafi zniszczyć – a to argument, któremu Adrian nie da rady się już przeciwstawić. W „Rubinowym kręgu” akcja toczy się na kilku poziomach jednocześnie.

Do tego Richelle Mead rozbudowuje wątki magiczne. Pierwsze starcie z groźną czarownicą oznacza, że zaroi się od pułapek nie z tego świata (nie ze świata wampirów, zbliżonego do ludzkiego), autorka sięga po rozmaite potwory i demony, żeby utrudnić bohaterom działania. W końcu udowodnili już, że poradzą sobie z więzieniem alchemików – trzeba zatem czegoś więcej niż zamki, strażnicy i systemy alarmowe. Do takich potyczek Mead przygotowywała bohaterów już przez długi czas. W „Rubinowym kręgu” przychodzi apogeum takich konfliktów.

Autorka, jak zwykle, pisze bardzo obrazowo i nie naiwnie, więc temat wampirów i wielkiej miłości ponad podziałami nikogo nie powinien odstraszać. Mead rezygnuje z powtarzania informacji, które odbiorcy znają już na pamięć (a które kształtują świat Sydney i Adriana). Narracja jest u niej plastyczna i prawdziwa. Mead wie, jak rozkładać sceny walk i spokoju – od pewnego czasu coraz bardziej kierowała się w stronę starć zamiast uczuć, tym samym zapewnia czytelnikom dawkę adrenaliny. Może też idealizować związek Sydney i Adriana w wersji z zagrożeniami z zewnątrz nikomu to już nie będzie przeszkadzało. „Rubinowy krąg” to udane zamknięcie bestsellerowej serii.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz