National Geographic, Warszawa 2016.
Podróże ze zwierzętami
Nela to dziecięca celebrytka, która podróże po świecie wykorzystuje do… szerzenia wiedzy wśród najmłodszych. Szósta książka jedenastolatki to zgrabny chwyt marketingowy – ale i tak Nela obecna jest na licznych zdjęciach i łatwo trafi do dzieciaków. Tomik „Nela na kole podbiegunowym” to zestaw kilku podróży po północnej części globu. Mała dziewczynka jest tu przewodniczką po trasach i zwyczajach, a dla odbiorców również gwarancją szeregu ciekawostek. Bo Nela nie będzie się skupiać na podręcznikowych faktach, nudnych z natury. Przyjrzy się temu, co może zafascynować dzieci. Uda się do Laponii, żeby odnaleźć Świętego Mikołaja, pojeździ w psim zaprzęgu, zdobędzie prawo jazdy na renifera, poszuka ślicznych puchatych fok czy pokieruje przez chwilę lodołamaczem. To przygody, jak się okazuje, dostępne dzieciom, więc podsyci się ciekawość maluchów, które będą kibicować „małej reporterce”. Fakt, że teksty nie mogła napisać jedenastolatka, mimo narracji pierwszoosobowej, nie przeszkadza ani czytelnikom, zaangażowanym w zwiedzanie dalekich krain, ani rodzicom, którzy w Neli dostrzegą szansę na nakłonienie pociech do nauki. W końcu wiedzę chłonie się tu razem z przygodami, a w dodatku Nela przytacza fragmenty rozmów po angielsku, co jeszcze pokazuje, dlaczego należy przykładać się do lekcji w szkole.
„Nela na kole podbiegunowym” to zestaw opowieści z Grenlandii, Finlandii i Islandii. Dziewczynka zwraca uwagę zwłaszcza na zwierzęta: opowie o humbakach, maskonurach czy wołach piżmowych. Do każdej wyprawy starannie się przygotowuje, tłumacząc na przykład, jak skompletować garderobę. Pakuje też plecak na drobne wycieczki, żeby być przygotowaną na każdą okoliczność. Ale najważniejsze jest to, że Nela nie tylko obserwuje i dzieli się informacjami, a doświadcza i przeżywa. Opowiada o drodze na miejsce docelowe, o utrudnieniach czy dziwnych wrażeniach, nie zabraknie adrenaliny, kiedy pustka pod powierzchnią może okazać się pułapką. Nela mówi, jak obserwować maskonury przez lunetę (i jak nie pomylić ich z pingwinami), pokazuje, jak hamuje się saniami ciągniętymi przez husky, zbiera sierść piżmowołu i zaprzyjaźnia się z napotkanym psem. Nie są to przygody podporządkowane przekazywaniu standardowej wiedzy, wiadomości – dalekie od tych ze szkolnych programów – płyną jako konsekwencja ciekawych przygód. Nela nie musi podążać szlakami dla turystów, zamienia się w małą podróżniczkę. Dawniej mali odbiorcy mieli Tomka Wilmowskiego, dzięki któremu poznawali świat, dzisiaj kusi się ich „reporterką Nelą”, postacią prawdziwą i przez to wygrywającą.
Pełno tu zwrotów do odbiorców, zadań na wyobraźnię, a i… emotek. Wiele żartów oznacza się przez symbol uśmiechniętej buzi, co zwłaszcza rodziców może zmęczyć. Jednak dzieci dorastają już w świecie, w którym taki sposób sugerowania emocji jest naturalny, pozostaje tylko mieć nadzieję, że nie odbierze umiejętności odczytywania żartów w klasycznych publikacjach. Zabieg jest zresztą zrozumiały – Nela ma wypaść jak najbardziej wiarygodnie i w tym pomysł pomaga. Wszystko, by uprawdziwić Nelę nie tylko jako bohaterkę tomu, ale i jako autorkę.
„Nela na kole podbiegunowym” to książka pięknie wydana. Mnóstwo w niej zdjęć, dla których często sięga się po „National Geographic”, ale na wielu fotografiach znajduje się dziewczynka. To wabik na małych odbiorców – mogą marzyć tak samo jak Nela i odbywać wielkie podróże. Ta książka pokazuje, że dzisiejszy świat prawie nie zna ograniczeń, nawet dzieci mogą przeżywać przygody jak z powieści. Nela stanie się obietnicą dalekich wypraw, daje nadzieję na samodzielne odkrycia. A że przy okazji uczy sporo o świecie – to już podstęp, który się udał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz