wtorek, 20 grudnia 2016

Mårten Sandén: Święta dzieci z dachów

Zakamarki, Poznań 2016.

Magia

Kiedyś na dachu mieszkał Karlsson, mały samolubny człowieczek, który potrafił latać i stał się przyjacielem oraz powiernikiem małego samotnego chłopca. Ale Karlsson (do literatury wprowadzony oczywiście przez Astrid Lindgren) już dawno się wyprowadził, został po nim tylko mały, ukryty wśród kominów domek. Na dachach mieszkają teraz dzieci. Te pozbawione rodziców i nadziei na prawdziwy dom. Dzieci z dachów są samodzielne, zaradne i bardzo odważne. Nikt o nich nie wie, nikt się nimi nie przejmuje. Mieszkanie na dachach to wyraz największej wolności. A to z kolei dar, którego nie da się przecenić. Zanim jednak odbiorcy poznają towarzystwo z dachów, spotkają się z trójką małych uciekinierów. Stella, Issa oraz Mago opuścili dom dziecka i trafili na dworzec w Sztokholmie. Nikt ich nie ściga, więc mają szansę zrealizować swój plan: udać się do Afryki, gdzie mieszka i pracuje w kopalni złota tata Mago. Na dworcu przebywa Niklasson – stary człowiek, który stracił pamięć i nic o sobie nie wie. Według wiedzy dzieci z dachów to Issa pomoże mu odzyskać normalność. M na to trzynaście dni – do Wigilii. Czytelnicy szybciej od bohaterów odgadną, kim jest ta postać, ale Mårten Sandén zapewni im więcej niespodzianek. Razem ze Stellą dzieci poznają fascynujący świat z perspektywy dachów. Tu wiele jest magii i sytuacji krzepiących choć niezwykle trudnych. Dzieci z dachów nie tęsknią i nie żałują swojego wyboru – każde spełnia własne marzenia. Dla Stelli życie na dachu wiąże się jednak ze strachem. Ta bohaterka musi zakotwiczyć się gdzie indziej. Przed Gwiazdką wszystko jest możliwe.

„Święta dzieci z dachów” to opowieść, którą najlepiej określa słowo „magiczna”. Panuje w niej oniryczna, niemożliwa do racjonalnego wytłumaczenia atmosfera, dominują ciepłe uczucia, ale dalekie od typowej świątecznej rodzinności. Wszyscy czekają na to, co ma się zdarzyć: Sandén odwzorowuje klimat przedświąteczny bez odwoływania się ciągle do tego tematu. Oczekiwanie nadaje rytm lekturze, ale jest to oczekiwanie na szczęście Stelli. To książka krzepiąca, ale nie w banalny sposób. Pojawiają się w niej scenki mocno zagadkowe i poetyckie jednocześnie. Rozdziały w tomiku są krótkie, lecz silnie esencjonalne, nie ma tu sztucznego spowalniania akcji czy odwlekania historii – wszystko ma swoje miejsce. „Święta dzieci z dachów” nie są konwencjonalne czy stereotypowe – to zupełnie inne spojrzenie na magię czasu tuż przed Bożym Narodzeniem. Inne, bo bohaterowie mają własny świat.

Ważne jest tu podkreślanie siły grupy dzieci z dachów. Bohaterowie potrafią sobie radzić w najtrudniejszych sytuacjach, nie boją się wyzwań i nie budzą niczyjej litości. Są szczęśliwi, nawet jeśli ich szczęście trudno zrozumieć komuś z zewnątrz. Nie potrzebują ani drogich zabawek (na dachach w ogóle nie myśli się o zabawkach), ani troskliwych opiekunów. W takich warunkach nabierają mocy – stają się dorośli zanim jeszcze metrykalnie dojrzeją. To historia odważna i odmienna od ckliwych świątecznych scenek. Tu bohaterom pozwala się żyć po swojemu i z dala od problemów dorosłego świata – dzieci z dachu nikt nie ogranicza. Są wolne i dlatego muszą nauczyć się odpowiedzialności. One nie zawiodą.

„Święta dzieci z dachów” to tomik, który trochę zastępuje kalendarz adwentowy – zawiera 24 historyjki, po jednej na grudniowe przedświąteczne wieczory. To miły sposób oswajania dzieci z książkami, a i budowania nastroju oczekiwania na święta. Lina Bodén zapewnia pastelowe i baśniowe ilustracje, dzięki którym przenosi odbiorców do rzeczywistości postaci – wszystko razem składa się na ważną lekturę zapadającą w pamięć. Takie książki dla dzieci coraz rzadziej się spotyka – a należą do najchętniej później wspominanych opowieści z dzieciństwa. „Święta dzieci z dachów” to przede wszystkim magia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz