Marginesy, Warszawa 2016.
O sobie
Mariola Pryzwan przyzwyczaiła już odbiorców do zestawów wspomnień o gwiazdach. Teraz do kolekcji potężnych tomów dołącza opowieści o Irenie Jarockiej – w „Wymyśliłam cię” zmieściło się aż sto wypowiedzi na temat piosenkarki, a do tego bardzo dużo zdjęć (przede wszystkim z profesjonalnych sesji fotograficznych) lub okładek płyt. Jednak ta książka bardzo różni się od publikacji przygotowywanych tuż po śmierci przez przyjaciół. Zwłaszcza w dwóch kategoriach – po pierwsze w kwestii doboru rozmówców, a po drugie – stopnia ogólności historii. Pryzwan jak zawsze układa wspomnienia tak, by same tworzyły opowieść o życiu i działalności scenicznej. Wprawdzie bez encyklopedycznej dokładności, ale tego przecież nikt od wspomnień nie oczekuje. Spory problem pojawia się przy wyszukiwaniu osób, które o Irenie Jarockiej opowiedzą. Naturalnym wyborem są członkowie rodziny i mężowie piosenkarki, menadżerka czy współautorka książki „Motylem jestem”. Nie dziwi obecność kompozytorów, dziennikarzy i przyjaciół (chociaż wydaje się, że ludzi, którzy przypisują sobie tę rolę, pojawia się tu zbyt dużo). Ale już Jarocka z perspektywy żony bioenergoterapeuty to obrazek kompletnie niepotrzebny. Mariola Pryzwan szuka sąsiadów (także tych, którzy w zasadzie nic o Jarockiej nie powiedzą, poza tym, że nie sprawiała kłopotów jako sąsiadka), tych, którzy gdzieś raz się z piosenkarką spotkali, czy fanów. Wiadomo, że z takich opowieści nie da się wydobyć esencji, nic nie wniosą do ogólnego portretu. Zresztą kiedy czyta się „Wymyśliłam cię”, zwraca uwagę przedziwny fakt: sporo autorów wspomnień mówi przede wszystkim o sobie, a dopiero w drugiej kolejności, gdy wybrzmi już autoprezentacja, o spotkaniu z Jarocką.
Większość rozmówców Marioli Pryzwan posługuje się wygodnymi kliszami – że piękna, że miła, że miała podejście do ludzi, że nikogo nie chciała skrzywdzić, że wrażliwa. Wyłania się z tych wspomnień ideał, niby zrozumiały – przez kulturowy schemat mówienia o zmarłych dobrze albo wcale – ale brakuje w tych wyznaniach (nie we wszystkich!) życia. Część opowiadających poprzestaje na prostych obserwacjach z zewnątrz, nie odwołuje się w ogóle do konkretów – a przecież te, choćby i jednorazowe, byłyby znacznie ciekawsze z punktu widzenia odbiorców, mimo że nie pasowałyby do konwencji wspomnień. Przydałoby się trochę dziennikarsko podrążyć, wyciąć banały i powtórzenia, dotrzeć do bardziej przekonującego portretu. Teraz „Wymyśliłam cię” robi się po prostu książką dla fanów, dla tych, którzy zafascynowani piosenkarką nie muszą poznawać szczegółów z jej relacji z ludźmi, ale chcą zapewnienia, że inni za nią tęsknią.
W tomie o „Irenie Jarockiej we wspomnieniach” teksty są dość krótkie, z kilkoma wyjątkami tych, którzy byli najbliżej bohaterki tomu. To ograniczenie miejsca sprawia wrażenie, jakby autorzy nie mogli się rozpędzić ze wspomnieniami, nie potrafili się ośmielić lub otworzyć. Trafiają się tacy, którzy cenią sobie po prostu znajomość ze sławną osobą – i nie przeszkadza im powierzchowność kontaktów. Jak rzadko w tego typu pozycjach bohaterka wspomnień schodzi na dalszy plan, odsuwana konsekwentnie przez zbyt liczne grono „wspominaczy”. Owszem, czytelnicy parę razy otrzymają porcję wiadomości zza kulis koncertów czy nawet w sprawie choroby – ale faktów jest tu niewiele, a w portretach opowiadający posługują się szablonem. Ucieczka w schematy i w to, co powinno się znaleźć we wspomnieniu, szkodzi nieco tej książce. Bo Mariola Pryzwan wprawdzie stara się o wielogłosowy komentarz do życia Ireny Jarockiej, ale nie chce wpływać na jakość tej opowieści. Jako jedyna ma wizję całości, jednak nie narzuca autorom tematów czy kierunków refleksji – a bez tego trudno o atrakcyjną i spójną całość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz