piątek, 2 grudnia 2016

Julia Lachowicz: Umarłem cztery razy

Burda, Warszawa 2016.

Wyścig

Rzadko spotykany u zdrowych ludzi, ogromny i niemożliwy do nasycenia apetyt na życie, chęć do wykorzystania każdej minuty i każdej sekundy, jaka jeszcze została – to oblicze Piotra Pogona, które Julia Lachowicz stara się w swojej reportażowo-biograficznej książce eksponować. Bo alternatywą byłoby… akcentowanie konfliktów i kolejne rozstania z paleniem za sobą mostów. Za bohaterem książki „Umarłem cztery razy” nikt nie nadąża, a może zwyczajnie nie chce nadążać. Dlatego Piotr Pogon zostawia za sobą kolejne fundacje, prace i małżeństwa, rzucając się w wir wyzwań. Łatwo mu kibicować z oddali, trudno – zrozumieć. Bo jeśli ktoś, komu choroba zabrała jedno płuco, próbuje zdobywać najwyższe szczyty i startuje w Ironmanie, pojawia się pytanie o granice już nawet nie wytrzymałości, a zwykłego bezpieczeństwa. Z drugiej strony – bohater tomu nie ma przecież nic do stracenia. Rak co pewien czas do niego wraca i odbiera kolejne nadzieje.

Piotr Pogon nigdy się nie poddaje. Kiedy przeżyje śmierć kliniczną i kiedy przejdzie napromieniowanie tak silne, że przez kolejne kilkanaście lat odczuwa jego skutki. Każdy kopniak od losu traktuje jak motywację do zwiększonego wysiłku. Był w życiu na samym szczycie – jako biznesmen rozsmakowujący się w wygodach i luksusie, ale zaznał i bezdomności, zaczynania wszystkiego od zera. Nie szuka współczucia, ale uwielbia adrenalinę. Pracował w fundacji Anny Dymnej, organizując kompletnie szalone przedsięwzięcia, bił rekordy z Jaśkiem Melą – ale jego drogi z ludźmi, z którymi działał, zawsze się rozchodzą. Wspinał się na Kilimandżaro z grupą niepełnosprawnych, biegał w maratonach, bez przerwy ryzykował życiem – i trudno mu się dziwić, skoro alternatywą byłoby bezczynne czekanie na śmierć. Wydaje się podczas lektury tego niewielkiego tomiku, że choroba dla bohatera niema większego znaczenia. Nieprzypadkowo Pogon w pewnym momencie stał się nawet mówcą motywacyjnym, żeby dzielić się z innymi energią do działania. Nie pozwala sobie na chwilę załamania, a od innych wymaga tyle, co od siebie. To w relacjach interpersonalnych musi prowadzić do konfliktów.

W efekcie Julia Lachowicz nie bardzo może konfrontować opowieści bohatera tomu z ocenami jego (dawnych) bliskich czy współpracowników. Jeden Janusz Świtaj z sympatią wyraża się o Pogonie, reszta albo odmawia komentarzy (lub stosuje dyplomatyczne uniki), albo w ogóle trafia na listę osób, z którymi autorka ma nie rozmawiać. To oczywiście rodzi pytanie o cenę, jaką Piotr Pogon płaci za swoje osiągnięcia, bez względu na to, czy chodzi o logistykę i organizowanie wypraw lub imprez, czy – o własne rekordy, z których bohater (i tylko on) ma satysfakcję. Chociaż autorka stara się bardzo mocno trzymać stronę Pogona, z relacji i tak wyłania się obraz w najlepszym razie niejednoznaczny.

Jest ta publikacja zupełnie inna od typowych tomów literatury chorobowej. Tu nie ma wyczerpującej walki o zdrowie. Jest za to podejmowanie wyzwań, które stanowią przeciwieństwa tych szpitalnych. Pogon non stop podejmuje ryzyko, cierpi, gdy zdobywa się na ekstremalny nawet dla zdrowego człowieka wysiłek: z powodu choroby wysokościowej czy zmęczenia przy Ironmanie. To, jego zdaniem, zasługuje na opowiedzenie. Ale też bez wdawania się w szczegóły. Julia Lachowicz nie może przytaczać detali związanych z kolejnymi wyzwaniami, Pogon wciąż dokonuje czegoś nowego i wciąż mierzy się z nowymi utrudnieniami, które sam sobie narzuca. Choroba to jedynie dodatek dla bohatera tomu niewarty uwagi. Z konieczności autorka o tym pisze, żeby zachować sens pierwotnego pomysłu na reportaż. Piotr Pogon nie daje się ujmować w szablonowe konstrukcje, wymyka się wszelkim definicjom. „Umarłem cztery razy” zamienia się w publikację motywacyjną, próbkę możliwości człowieka, który nie ma już szans na wyzdrowienie i musi mierzyć się z kalectwem. Pogon nie zgadza się na półśrodki, walczy – a jego walka może stać się inspiracją dla innych. Tak niewielka objętościowo książka zyskuje ogromną siłę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz