wtorek, 6 grudnia 2016

Daniel Lewczuk, Andrzej Gondek, Marek Wikiera: Wielki Pustynny Szlem. Jak przesuwać granice swoich możliwości

PWN, Warszawa 2016.

Bieg

Niedawno ukazała się książka Daniela Lewczuka o ekstremalnym bieganiu przez pustynie – a teraz trzech Polaków opowiada Pawłowi Oksanowiczowi o zdobyciu Wielkiego Szlema, ukończeniu czterech maratonów na czterech pustyniach świata. Daniel Lewczuk, Andrzej Gondek i Marek Wikiera przedstawiają największe trudności i wyzwania, z jakimi przyszło im się mierzyć na pustyni Gobi, Saharze, Atakamie i na Antarktydzie.

Paweł Oksanowicz, który zbiera uwagi trzech sportowców, interesuje się najbardziej tym, co zaintrygowałoby przeciętnego czytelnika kanapowego, człowieka, który o maratonach słyszał (a o dystansach ultra już niekoniecznie). Nie tworzy pełnych biografii, zajmuje się za to wynotowywaniem potrzebnego ekwipunku, sprawdzaniem elementów treningu czy – tłumaczeniem, po co w ogóle podejmować ryzyko. Sporo pisze o kontuzjach i potrzebach biegaczy, o warunkach pogodowych i wytrzymałości na wszelkie możliwe utrudnienia. Przedstawia samotność na trasie: czasem trzeba zdecydować, czy dźwigać karimatę, czy wybrać sen na kamieniach. Oksanowicz pisze o pokonywaniu kryzysów, które na pewno nadejdą i to w najmniej odpowiednim momencie, a i o kontuzjach, nieodłącznym temacie przy ekstremalnym wysiłku. Ale Lewczuk, Gondek i Wikiera mają też swoje cele: biegają, żeby zwiedzać miejsca, do których nie dotarliby jako turyści, żeby zdobyć pieniądze dla chorego dziecka, żeby pokonać własne ograniczenia, żeby zaistnieć w historii sportu… Niezależnie od motywacji, każdy z bohaterów tego tomu przeżywa wielką przygodę, którą teraz może się podzielić z innymi. „Wielki Pustynny Szlem” to opowieść o pasji.

Chociaż w biegach bohaterowie tomu stanowią drużynę, na pustyniach każdy skazany jest na siebie i własne umiejętności. W tomie też opowiadają oddzielnie o swoich doświadczeniach z tras. Paweł Oksanowicz istnieje jako dyskretny redaktor, zbiera zwierzenia i układa w spójną relację, próbuje też nadać całości sensowny rytm i chronologię. Nie chowa się za formą reportażu, po prostu oddaje głos biegaczom. Nie przeszkadza im, nie narzuca kierunku rozmów (przynajmniej z pozoru, z punktu widzenia odbiorców), po prostu pozwala opowiadać. W końcu oczywiste jest, że jeśli ktoś z sukcesem wystartował w ekstremalnie trudnym biegu, na pewno będzie mógł się podzielić ciekawą historią. Lewczuk, Gondek i Wikiera tych historii zgromadzili sporo.

Jak na pustyni załatwiać potrzeby fizjologiczne, jak wyglądają posiłki biegaczy, jak psychicznie przygotować się do biegu – pytań w trakcie lektury rodzi się wiele, a Oksanowicz dba o to, by odbiorcy uzyskali na nie odpowiedzi. Warto jednak pamiętać, że forma książki różni się od typowych autobiografii sportowych. Tu opowieść dotyczy jednego z osiągnięć, ale szczegółowo zaprezentowanego. „Wielki Pustynny Szlem” nie jest, jak można by się spodziewać, tomem czerpiącym z szablonu książek o bieganiu. Oksanowicz nie nadaje dramaturgii pojedynczym przeżyciom (chociaż sytuacje by na to pozwalały). Nie ogląda się na modne sportowe serie, pomaga za to szerzyć wiedzę na temat biegów ultra w ekstremalnych warunkach.

Cała książka wydrukowana została na kredowym papierze, a jej albumowy charakter podkreślają liczne zdjęcia z tras. Często to właśnie dzięki grafikom odbiorcy zyskają świadomość trudów pustynnych biegów. Ultramaratony wciąż należą do mało znanych dyscyplin sportowych – dzięki takim publikacjom łatwiej dotrzeć do szerszego groma odbiorców. A że wciąż daje się zaobserwować rosnące zainteresowanie samymi biegami – część czytelników może zainspirować historia tej ekipy. „Wielki Pustynny Szlem” to adrenalina i prawdziwe wyzwania, opowieść (potrójna) o pokonywaniu własnych ograniczeń i przyczynach rozmaitych wyborów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz