Nasza Księgarnia, Warszawa 2016.
W powietrzu
Statki to naturalna konsekwencja w twórczym działaniu duetu Marcin Brykczyński – Artur Nowicki. Były już auta, były samoloty, czas przenieść się na wodę i uzupełnić świat maszyn o przygody pewnego kutra. Autorzy (jak i wydawnictwo!) zdają sobie sprawę, że taki temat przyniesie im popularność, a i uznanie najmłodszych fanów wszelkich wehikułów. Dla chłopców, którzy nie garną się do książek, obietnica historyjki ze statkami na pierwszym planie to wystarczająca pokusa. „Opowiem ci, mamo… co robią statki” już w założeniu jest więc wydawniczym hitem.
Tomik – jak wszystkie w serii – wydany jest na tekturze: grube strony formatu A4 sprawiają, że poszerza się grono potencjalnych odbiorców. Z książki ucieszą się najmłodsze dzieci, dla których może to być pierwsze zetknięcie z tekstami do czytania i oglądania, ale i starsze pociechy znajdą tu szereg wyzwań, zwłaszcza w zagadkach. „Co robią statki” to picture book. Treści w rymowanych wersach jest tu niewiele, chociaż publikacja może też spełniać cele edukacyjne. Część opowieści rozgrywa się bezpośrednio w obrazkach, trzeba zatem uważnie prześledzić pomysły Artura Nowickiego. Do takiego zachowania zachęca też autor rymowanki, Marcin Brykczyński – na każdej rozkładówce wprowadza niby zadanie dla dzieci, polegające na znalezieniu konkretnego motywu na stronie. Brykczyński wymyśla specjalne „sekrety”, przez takie uwagi łatwiej mu zaangażować kilkulatki w oglądanie tomiku, więc i uczestniczenie w zabawie. To przekłada się na zwiększone zainteresowanie lekturą. Sam Brykczyński nie imponuje rozwiązaniami tekstowymi: pisze bardzo prosto, wręcz infantylnie, jakby w przekonaniu, że dzieci nie zrozumieją ambitniejszego tekstu. Jest to, rzecz jasna, rozumowanie prowadzące donikąd, bo przecież właśnie dzięki książkom i coraz wyżej stawianej poprzeczce najmłodsi rozwijają kompetencje językowe. Brykczyński stawia na rozrywkę, choć szkoda, że często znosi go w stronę rymów gramatycznych. To oznaka bezradności twórcy wobec wymagań z zewnątrz, ale czasem też wyraz nonszalancji, jakby dla małych odbiorców nie trzeba było się wysilać. Rymowanka Marcina Brykczyńskiego nie przykuwa uwagi, nie wywołuje też zachwytów, ale docelowa grupa odbiorców nic tekstowi nie zarzuci. W końcu ważniejsze i tak będą gry rysunkowe.
Artur Nowicki po raz kolejny wprowadza maluchy w świat stworzony na granicy wyobraźni i rzeczywistości. Nie ogranicza się do ogólnikowego relacjonowania przygód „statków” – jednostki pływające dzieli i nazywa. Część bohaterów jest podpisana (nazwy na burtach), pojawia się tu i ściąga z nomenklatury na statku. Dzieci ponadto mogą od razu zaobserwować różnice między statkami – ich wielkością, kształtem czy przeznaczeniem. Pojawiają się tu okręty, statki pasażerskie, kutry i jachty, łodzie, transportowce i wiele innych. Czasami statek zabłądzi i nie pasuje do pozostałych, czasami ma do wykonania ważne zadanie, uzasadnienia poleceń dla dzieci są najróżniejsze. Ważne, by zamaskować warstwę edukacyjną. W końcu wszelkie łamigłówki i wyzwania dla najmłodszych wiążą się z rozwijaniem ich umiejętności – maluchy ćwiczą spostrzegawczość, trenują wyciąganie wniosków, wymaga się od nich koncentracji, a wszystko z pozorami czystej zabawy. Artur Nowicki trochę dołącza do dziecięcego świata za sprawą antropomorfizacji. Swoim bohaterom – czyli statkom – dodaje zawadiackie miny czy śmieszne czapki, sprawia, że przestają być anonimowi, za to zaczynają być bajkowi. Nie jest to pierwsza taka propozycja tego ilustratora (a i w popkulturze to motyw znany) – dzieciom spodoba się więc możliwość zapoznawania się ze statkami jak z bohaterami kreskówki. Jest tu kolorowo i szybko zrobi się spory tłok.
Nie można zapominać i o pierwszym członie tytułu, wspólnym dla całej serii. Poza rymowankami Brykczyńskiego każdy – rodzic czy dziecko – ma szansę zabawić się w narratora, opowiadacza własnej historii na bazie rysunku. Tu mnóstwo jest tematów do wskazywania innym: najmłodsi będą zatem na tomiku ćwiczyć sztukę opowiadania i rozwijać wyobraźnię. To coś, co sprawdza się jako połączenie rozrywki i nauki, dyskretna możliwość kontrolowania postępów kilkulatków. W tym kontekście łatwiej docenić wybór tematu, który przyciąga dzieci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz